Można jakąś sprawę załatwić drogą oficjalną, korzystając z ustalonych procedur, lub po znajomości, czyli z wykorzystaniem krewnych i znajomych królika.
Swoją drogą już słowo „załatwić” brzmi nieciekawie. Kiedyś się przyjmowało klientów, pacjentów, petentów, a teraz się ich „załatwia” albo i załatwia. Ale nie ważne…
Znam takie osoby, które w ogóle nie uznają drogi oficjalnej, uważając ją za nieskuteczną i niegodną zaufania. Z moich doświadczeń wynika, że nieraz jest dokładnie odwrotnie. W szpitalu, w którym kiedyś pracowałam, krążyło takie powiedzonko, że „protegi idą najgorzej”. I, niestety, diabli wiedzą czemu, przy takiej specjalnie dobrze traktowanej osobie, zawsze coś poszło nie tak. Pewnie jakby dobrze temat przeanalizować, to przyczyny dałoby się ustalić, ale po co? I tak nikt przywiązany do myślenia, że po znajomości najlepiej, nie uwierzy. Ja nie tylko wierzę, ale i wiem, że szybko nie zawsze znaczy dobrze. I, jak tylko mogę, korzystam z ciernistej, ale oficjalnej drogi. Tym razem nie mogłam bo się wszystko tak dziwnie pozajączkowało, że „pomoc” mi zaoferowano, a mnie ni jak nie wypadało odmówić, znalazłam się w roli protegi i już mi to ością w gardle staje. Nic dobrego z tego nie będzie.
Jeszcze mniej ciekawie się robi, gdy jestem z drugiej strony układu z tymi moimi przekonaniami i u mnie szuka ktoś przysługi. Kiedyś tłumaczyłam, że to będzie niedźwiedzia przysługa, ale sobie darowałam, bo odbierano mnie jako kogoś nieżyczliwego i wrednego. Staram się więc chociaż nie szkodzić.
Wyżalam się Przyjaciółce, ale ona chyba nie bardzo mnie rozumie, bo mieszka na antypodach, żadnych królików, a tym bardziej ich znajomych, nie zna i…wszystko załatwia. Nie, żeby zawsze była na 100% zadowolona i kontenta, ale żyć się da. Może i u nas się da? Jeśli tak by było, to znaczy, że mieszkamy w cywilizowanym kraju.
W kwestii zdrowia nie dziwi mnie, że ktoś szuka pomocy po znajomości, zwłaszcza gdy nawet za tę pomoc się płaci.
Bardziej wkurza mnie np. gdy idę prywatnie do lekarza, a ten zleca badania, prześwietlenia itp. , które mam za darmo, no niby dla mnie fajnie, ale gdybym nie szła prywatnie, to czekałabym do usranej…bo kolejki wydłużają pacjenci prywatni.
Jest jeszcze u nas inny zwyczaj, np. u ginekologa, gdzie rejestrujesz się prywatnie, a czekasz w poczekalni razem z pacjentami na kasę chorych…
Osobiście nie znoszę protegi, nawet synowi nigdy niczego w szkole nie załatwiałam…
PolubieniePolubienie
Kiedy tylko mogę, leczę się prywatnie – płacę, oczekuję, rozliczam. Ale niektóre papiery musi podpisać/wypisać ktoś z NFOZ i tu zaczyna się ból.
Gwoli uczciwości, Jotko, za granicami wcale nie jest tak różowo, jeśli akurat o służbę zdrowia chodzi. Ziemia jest przeludniona, a opieka geriatryczna droga, więc może nie jest to zaniedbanie? 😉
PolubieniePolubienie
A ja nigdy nie korzystałem z protekcji. Znajomości nie mam, a łapówki nie miałbym śmiałości wręczyć…
PolubieniePolubienie
Jak nie kpisz, co wcale nie jest takie pewne, to jesteś szczęśliwym, spokojnym człowiekiem.
PolubieniePolubienie
Ani w pełni szczęśliwym, ani całkiem spokojnym…
PolubieniePolubienie
Przykro mi to czytać…
Od przysług i zobowiązań koleżeńskich nie uciekniemy i nie jest to tylko polska specjalność. Problem w proporcji. Np. sądzę, że pewnych obszarów, jak np. służby publiczne, nie powinien on dotykać, jeśli mamy się czuć bezpieczni. I wcale nie mam na myśli wielkiej polityki, wprost przeciwnie.
PolubieniePolubienie
exactly…. proporcyja… to jest klucz do całej sprawy…
tak swoją drogą, to choć od polityków i urzędników państwowych wymaga się największego legalizmu, to de facto nawet ta polityka z najwyżej półki opiera się o czysto prywatne sympatie i antypatie… kwestia jedynie owej proporcyji, jaką te sympatie i antypatie grają rolę w tym wszystkim…
PolubieniePolubienie
Denerwuje mnie już samo słowo „załatwić” – tępię je u córki, ile wlezie.
PolubieniePolubienie
Chyba jesteśmy w mniejszości. A mniejszość powinna mieć specjalne prawa, co nie? 🙂
PolubieniePolubienie
Widać, że z perspektywy czasu ta forma „po znajomości” sporo się zdewaluowała. W PRL właściwie niczego nie dało się załatwić bez znajomości (wtedy „bez pleców”), teraz odnoszę wrażenie, że ten proceder uprawiają jeszcze tylko osoby z gruntu nieuczciwe. Unikałem załatwiania „po znajomości” sobie i innym … bo to zawsze rodziło jakieś dziwne zobowiązania.
PolubieniePolubienie
Dziękuję za ciekawy komentarz.
PolubieniePolubienie
w tej całej deklarowanej niechęci do zjawiska załatwiania spraw „po znajomości” tkwi podobna obłuda, co w deklaracjach ludzi, którzy twierdzą, że używają alkoholu „TYLKO dla smaku”… a przecież 90% tych „smakoszy” lubi, gdy ich co nieco ten narkotyk zakręci /co zresztą wcale nie oznacza chęć upicia się/ i jest to jeden z powodów, dla których czasem go użyją… podobnie jest z tym załatwianiem… większość tych „uczciwych”, którzy zarzekają się, że oni „nigdy i wcale” nie zawaha się nawet sekundy, gdy pojawia się /przykładowo/ możliwość pójścia do szpitala za miesiąc dzięki czyjejś uprzejmości zamiast czekać grzecznie trzy lata w kolejce… ktoś teraz się być może żachnie i robiąc „mądrą”, a raczej nadętą minę powie: „nooo taaak, ale kwestie zdrowia to zupełnie inna sprawa”… akurat wcale nie inna… to dotyczy wszelkich dóbr, których dostępność jest ograniczona, niezależnie od rangi, wagi potrzeby na dane dobro… różnica jest tylko taka, że jeśli na czymś nam mniej zależy, tym mniej jesteśmy skłonni do szukania pozaproceduralnych sposobów, by to osiągnąć… z kolei ten, kto przysługę wyświadcza /lub jej odmawia/ ma swoją kalkulację tej sytuacji: swoją ocenę wagi sprawy i swoje oszacowanie ryzyka związanego z ominięciem procedury… cały temat jest dość złożony i dyskusja o nim rozwojowa, każdy przypadek jest inny i różne są ludzkie motywacje, ale tak w ogólności to nie mylmy uczciwości z legalizmem… gdy system jest do bani, to uczciwość często polega właśnie na zrobieniu komuś przysługi, a nie na byciu lojalnym wobec samego systemu…
PolubieniePolubienie
Zgadzam się z Tobą co do systemu i dlatego zakończyłam notkę, tak jak widać 🙂
Natomiast jeśli chodzi o uczciwość, to taka cecha występuje, często zwana frajerstwem (nie przeze mnie) i to wcale nie rzadko. Często się zastanawiam, czy to zaleta, czy wada? Dobro, czy słabość? Zawsze mnie mierzi, kiedy ktoś z silniejszymi łokciami i umiejętnością smarowania wazeliną (zależnie od potrzeby) wygrywa i to mi już chyba nie przejdzie.
PolubieniePolubienie
Nie okłamujmy się, bo każdy z nas w jakimś momencie musiał skorzystać ze znajomości.
PolubieniePolubienie
Możemy taką deklarację dać tylko za siebie, wszak wszystkich nie znamy 🙂
Jeśli ktoś odpowiada, że nie miał przyjemności być protegowanym, to mu wierzę, bo czemu miałby kłamać?
PolubieniePolubienie
Staram się unikać takich sytuacji. Niewiele w zryciu miałam tzw. znajomości od serca.
Ale za to nie raz byłam „wykorzystana” i ani dziękuję nie padło.
Pozdrawiam milutko:)
PolubieniePolubienie
Ja też bardzo niezręcznie się czuję, kiedy koleżeńska znajomość miesza się z profitem.
PolubieniePolubienie
Nie przejmuj się, jeśli uznałaś, że czekać nie możesz, że trzeba protekcji – to znaczy, że trzeba i już. Zwłaszcza że nie nadużywasz tej drogi. Trzeba o siebie dbać. Zdrowia życzę 🙂
PolubieniePolubienie
Iwonko, ja się nie przejmuję tym, że poprosiłam o protekcję, tylko, że przyjęłam taką ofertę, bo mi kurna inaczej nie wypadało. I mam z tego powodu tylko kłopoty. Nigdy więcej!
PolubieniePolubienie
Uważam, że…znajomości dobrze mieć i skorzystanie z nich (a nie nadużywanie) w trudnej czy wyjątkowo podbramkowej sytuacji nie jest czymś złym. Osobiście nie lubię korzystać z protekcji czy powoływać się ‚na znajomości’, staram się ‚załatwiać’ swoje sprawy drogami oficjalnymi ale jak zajdzie potrzeba, to kto wie… A póki co, gdy sobie z czymś nie radzę, posyłam do boju Ciccino 🙂
Pozdrawiam i życzę zdrówka 🙂
p.s. nasz kraj nie jest normalny. takie jest moje zdanie.
PolubieniePolubienie
Niewiele podróżuję, inni robią to za mnie 🙂 ale skrzętnie zbieram wiedzę na tematy społeczne. I wychodzi mi, że im bardziej na wschód i południe, tym więcej znajomości/oligarchii/łapówkarstwa czy jak to nazwać. Północ i zachód wypracowało dość sprawne do przeżycia systemy. Oczywiście to nie jest zero-jedynkowe zjawisko, ale tendencja. Wolałabym Polskę bardziej skandynawską i np. holenderską, niż włoską, czy białoruską
PolubieniePolubienie
„Załatwianie po znajomości” źle się kojarzy. Obie strony – ci, co dają i ci, co biorą nie postępują fer w stosunku do całej reszty społeczeństwa. Ale też mi się zdarzyło „załatwić po znajomości” meble w ciężkich czasach, gdy czas „M -ki” się kończył, a mebli w sklepach nie było, no i brat koleżanki pracował w sklepie meblowym.
PolubieniePolubienie
Pamiętam te czasy. Nic nie było w sklepach, a ludzi i tak kupowali 🙂 Działała zasada: ty mi podrapiesz plecki, a ja tobie. Najgorzej jak ktoś nie miał pazurków. Miałam nadzieję, że tak już nigdy nie będzie.
PolubieniePolubienie
Problem w tym że niektóre sprawy o niebo łatwiej załatwić po znajomości… A jeszcze lepiej jak do tej znajomości dorzuci się parę groszy… Bo inaczej wszystko się wlecze…
PolubieniePolubienie
Czyli jednak bliżej nam do Azji, niż do Europy…
PolubieniePolubienie
Czasem wydaje mi się że bliżej nam do Białorusi czy Rosji…
PolubieniePolubienie
I to właśnie miałam na myśli, bo to nie położenie geograficzne mi chodzi, ale o mentalność.
PolubieniePolubienie