Mamy sześć zmysłów (moja klasyfikacja 🙂 ), za pomocą których poznajemy świat: wzrok, słuch, dotyk, smak, węch i czucie. Nie wszystkie one są jednakowo u wszystkich wykształcone. Zazwyczaj jakiś jeden jest wiodący mężczyźni zazwyczaj twierdzą, że są wzrokowcami i prawdę mówiąc słyszałam to tak często, że proponowałabym panom zmianę tekstu, bo jest nudny i to za jego pomocą najwięcej zapamiętujemy. U mnie najsilniej jest rozwinięte czucie.

Zrobiłam coś, czego absolutnie zrobić nie powinnam i nawet się upominałam „kobieto, nie idź tą drogą”, ale jednak zrobiłam: zaczęłam przeglądać zdjęcia. Stało się to, co się stać musiało – rozstrój emocjonalny. Bo do każdej fotki jest przypisana jakaś emocja. Taka, jaką czułam, gdy te fotki robiono. Czasem nie pamiętam imion, ale dokładnie wiem, co wtedy czułam i łapię się na tym, że nawet miny robię do tych zdjęć 🙂 😦

Przy niektórych zdjęciach tak bardzo chciałabym móc cofnąć czas. Czy to naprawdę ja?! Inaczej wyglądam, inaczej patrzy mi z oczu, tylko czuję tak samo, więc pewnie ja. I nawet mam je Wam ochotę pokazać, ale nie mogę, a szkoda 🙂 mój blog chwilami jest bardzo osobisty, dotyczy nie tylko mnie, więc chcę zachować anonimowość, wobec wszystkich, bez wyjątku, bo tak sobie kiedyś obiecałam, choć często pozbawia mnie to np. możliwości zakupu ciekawych książek Ale są i takie zdjęcia, które chętnie bym podarła, żeby już nie pamiętać. Tyle, że z pamięcią jest tak: wszystko albo nic. Kiepski wybór. A może nawet tego wyboru nie będę już wkrótce miała. Kto to wie?

Jest wiele fotek, które powinnam powyrzucać, bo po co kiedyś one komuś, kto nie będzie wiedział, co na nich jest, a ja niechętnie oglądam się wstecz? Ale jakoś nie umiem. Na każdym z nich jest w końcu jakaś cząstka mnie.

 

wrzt3