Podobnie, jak gest Kozakiewicza, usuwanie zaplątanego pod okiem włosa, zostanie zapamiętane na długo. I słusznie. W końcu ktoś z obozu władzy wykazał się szczerością. Wprawdzie tylko na moment i tylko gestem, ale gest to zawsze gest. Ten akurat ma swoją specjalną wartość: na starcie kampanii PADa, powodowana pewnie autentycznością w mowie ciała, posłanka postanowiła skończyć z arogancką hipokryzją partyjnych kolegów. Brawo pani poseł! Szkoda tylko, że pewnie nie znajdzie naśladowców w otwartym przyznaniu, gdzie wszechrządząca partia ma swoich oponentów politycznych. I ich wyborców. I chorych 😦 Pocieszające i pocieszne są natomiast próby wybielenia posłanki przez partyjnych kolegów. Jest zdjęcie nie pozostawiające żadnych wątpliwości, a oni znowu swoje: nie widzieli, poczekajmy na wyjaśnienia i takie tam dudy, sorki, duby smalone. Aż mi ich żal.

Żeby nie było, że nie biję się we własne piersi. Tak, przyznaję się, że użyłam gestu Lichockiej dwa razy i do dziś bardzo żałuję. Po raz pierwszy pokazałam fucka kierowcy auta, który siedział nam na ogonie i błyskał światłami, żebyśmy zjechali z lewego pasa i mąż nie miał nic przeciwko, tyle, że na prawym pasie miał Tiry. Kiedy w końcu udało nam się wyprzedzić te kolosy i zjechać, zrobiłam, co zrobiłam i nagle tamtym karkom przestało się śpieszyć…Miło nie było… 🙂

Drugi raz pokazałam, sorki, odgarnęłam sobie niesforny włos, gdy wnuczka była mała i zadała mi 1527 pytanie. Byłam zmęczona. Ona nie. Nagle miała już tylko jedno pytanie. Do ojca. Co znaczy ten gest 🙂

Głupio się zachowałam. Przyznaję. I korona mi z tego powodu z głowy nie spadła. Zatem, pani poseł: śmiało, powiedzieć jak było, tym bardziej, że wszyscy widzieli. Od prawdy się nie umiera. Prawda nas (podobno) wyzwoli.

w5