Idę do sklepu, zgodnie z nowymi rozporządzeniami, o 10-tej. Korzystam ze stosunkowo małych sklepików. Rękawiczki mam i owszem, ale własne. Pytam sprzedawców – sklepy nie mają i nie mają gdzie kupić. Segregacja w/g wieku jest na papierze. Jako społeczeństwo mamy poważny problem z dyscypliną. W sumie mi to nie stanowi w tej konkretnej sytuacji, bo jest niewielu kupujących, ale łamanie zasad już nie jest mi obojętne. Nigdy nie było.

w8

Nieoczekiwanie przychodzi kurier z paczką. Wpuszczam go domofonem i otwieram drzwi. Paczka leży dwa metry ode mnie, a postać w kombinezonie i przyłbicy, chowająca się za schodami, jakąś  tyczką podsuwa pakunek w moją stronę. Odruchowo odsuwam się w tył. Pyta, czy wszystko w porządku. Jasne, w porządku największym. Przecież codziennie kosmici pukają do mych drzwi! Podnoszę pakunek prawie pewna, że zaraz wybuchnie. Kurier życzy mi dużo zdrowia i chyłkiem, omijając mnie wychodzi, upominając, żebym umyła ręce. Serce tłucze mi się jeszcze przez godzinę. Nie wiem, czy zwali mnie z nóg wirus, czy zawał serca 🙂

Media jak zwykle, chcąc być obiektywnymi, starają się przedstawić problem warjusa ze wszystkich stron i wychodzi na to, że:

  • maseczki są bezużyteczne/maseczki bezwzględnie wskazane
  • testy u bezobjawowych są bez sensu/bezobjawowi mogą zarażać nawet o tym nie wiedząc
  • można biegać sobie w samotności/absolutnie nie należy teraz myśleć o sportach

Czyli przynajmniej tu jest wszystko po staremu. Jak zwykle trzeba sobie poradzić samemu.

Trzeci tydzień pobytu w domu…

owoce