Ostatnimi czasy wiele się działo. Nie, żadnych specjalnych dramatów, ale i spokoju mało. A ja już jestem stara i zmęczona i w moim menu najmniej potrzebna mi adrenalina. W piątek już bardzo kiepsko się czułam, ale dałam się Młodemu wyciągnąć na wspólny obiad antycovidowy, czyli na świeżym powietrzu.

Miejsce było przeurocze. Zrobiłam kilka fotek, które jednak nijak nie oddają jego atmosfery, a była taka, jaką lubię: bez szpanu, pełny luz, ludzi sporo, ale i obszar duży, więc nikt sobie na głowie nie siedział. No i menu rybne 🙂 czyli mniam mniam mniam – byłam w swoim żywiole kulinarnym. Czułam jak schodzi ze mnie całe napięcie. Kilka godzin minęły jak chwila jedna.

Ale to nie rybki, widoki i atmosfera miejsca zdziałały cuda. Naprawdę dobrze można wypocząć tylko z kimś, kogo się kocha. I z kimś kto nas kocha.

Fotki są kiepskie, bo iPhone to niezły aparat, ale nie do zdjęć. Nie łapie obiektu, który mnie interesuje, ale robi z tego widoczek. Mam Nikona, ale nie miałam ochoty się nim obarczać. Więc jest, jak jest 😉

Tu celowałam, i to z bardzo bliska, na kaczą rodzinę. Może uda Wam się ją dojrzeć 😉

b

To nenufary. Gdzieś się zapodział Józef Toliboski :), ale i tak były pięknie.

d

c

Mimo wszechobecnej wody nie spotkałam żadnego komara. Ani żadnej osy.

as

Jeśli ktoś jest ciekawy, może obejrzeć całość. Dziś basenik dla dzieci i kawiarnia są już wykończone, a zwierzątka rozpuszczone przez dzieciaki 🙂

Nie mogłam uwierzyć, że takie miejsce jest tylko 20 minut drogi ode mnie!