Do rozprawy w sprawie rozwodu syna podchodziłam, w sumie z niczyjej winy, cztery razy. Przed każdym terminem zjadłam sporo nerwów. Koleżanka, która już wcześniej miała tę „przyjemność”, ostrzegała mnie, że to nie jest bułka z masłem i że mimo iż minęło sporo czasu, nadal ma uraz, jak po stresie bojowym. Nie uwierzyłam, zlekceważyłam. Głupio zrobiłam.
Głupio zrobiłam także biorąc przed rozprawą środek uspokajający. Trzęsły mi się ręce, a nie chciałam dać satysfakcji synowej, że tak mi dopiekła. Tyle, że ja takich środków prawie nie biorę, chyba, że przed snem. Nie pomógł mi też Covid: obligatoryjne przerwy w rozprawie w celu wietrzenia sali przedłużały rozprawę, a sędzia zażyczył sobie w pierwszej kolejności świadków mniej znaczących, ale znacznie młodszych. Zaznawałam ostatnia, po trzech godzinach w maseczce, czyli, suma summarum, półprzytomna. Do tego długo zastanawiałam się nad odpowiedziami, żeby nie zaszkodzić wnuczce – synowa nie miałaby żadnych skrupułów, żeby się na niej zemścić za „nielojalność”. Sędzia był naprawdę w porządku, nawet jej adwokatka specjalnie mnie nie gnębiła, ale ja sama momentami miałam kompletną pustkę w głowie. Tak naprawdę myślałam już tylko o wzięciu oddechu bez maseczki, o znalezieniu się w domu, o odpoczynku. Schodząc z miejsca dla świadków miałam mroczki przed oczami.
Nie sądzę, żebym jakoś pomogła synowi, a sobie boleśnie zaszkodziłam. Nagle uzmysłowiłam sobie, jaka jestem słaba, stara, głupia i nieporadna. Czarno na białym. I jak moja koleżanka, mam objawy stresu pourazowego. I to mi już chyba nie minie. Nie, nie wygadywałam żadnych głupot, jakoś poradziłam sobie, ale wiem, że stać mnie było na wiele więcej – intelektualnie, logicznie, sensownie, ale wysiadłam fizycznie. I to się już nie zmieni.
Może się komuś te moje zwierzenia przydadzą, choć wątpię. Mnie nie ostrzegły skutecznie przeżycia koleżanki, choć znam ją dobrze i wiem, że żadna z niej histeryczka. Jeśli o mnie idzie, to, jeśli nie będę musiała, to przed żadnym sądem już zeznawać nie będę. To absolutnie nie moje środowisko.
I jeszcze ten smutek, który nigdy nie znajdzie się w żadnym protokole…Synowa arogancko prycha, gdy sobie nie radzę…Ta sama, którą przyjęłam pod swój dach, kiedy nie miała nawet adresu, grosza przy duszy; której nigdy nie powiedziałam złego słowa...Która była w naszej rodzinie, dłużej, niż w swojej…
Jest takie powiedzenie: „nie rób nikomu dobrze, nie będzie ci źle”. Zawsze uważałam to powiedzenie za paskudne. Teraz myślę, że coś w tym jest. Żałuję, że nie zastanowiłam się nad nim wcześniej.
Byłam w sądzie i na swój temat w sprawie zachowku usłyszałam tyle kłamstw i przeinaczeń, że słyszę to w głowie codziennie. Jeśli mi szwagier powie dzień dobry, to pokażę mu faka! Ludzie w sądzie stają się bestiami i nie bierz wszystkiego do siebie! Bądź dumna, że zachowałaś się dumnie!
PolubieniePolubienie
Dumnie, to gruba przesada. Udało mi się nie zemdleć, to wszystko 🙂
PolubieniePolubienie
A to już bardzo wiele szarabajko!
PolubieniePolubienie
W niektórych sytuacjach, jak najbardziej 🙂
PolubieniePolubienie
Powiedzenie pierwsze słyszę ale dobre. Muszę zapamiętać. Ja w życiu nie pójdę za żadną rozprawę tego typu. Sorry to nie moja sprawa. Na swoją też matki nie włóczylam.
PolubieniePolubienie
Bardzo mądra postawa. I wobec siebie i wobec matki.
PolubieniePolubienie
Jest tez inne powiedzenie..”karma wraca”…dopadnie kiedyś i Twoją byłą synową…marna pociecha dla Ciebie, ale zawsze coś.
PolubieniePolubienie
Jakoś z trudem przychodzi mi cieszenie się cudzym nieszczęściem. A szkoda. Zawsze to jeden powód do satysfakcji więcej. Ewentualnej 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
w różnych bywałem sądach i w różnych rolach, więc zdążyłem nabrać luzu i dystansu, ale rozumiem Twoje nerwy, bo sprawa delikatnej natury, a Twoja sytuacja w niej niezbyt poręczna…
p.jzns 🙂
PolubieniePolubienie
Byłam świadkiem podpiętym pod opiekę nad wnuczką, więc mi zależało. Ale już nigdy więcej.
PolubieniePolubienie
tak w ogóle, to świadek spokrewniony ze stroną ma prawo odmówić uczestniczenia w postępowaniu, ale to zapewne wiesz, bo sędzia zawsze o to pyta na wstępie i informuje o prawach świadka…
PolubieniePolubienie
Tak, poinformował mnie. W ogóle sędzia był naprawdę sprzyjający. To ja poległam 😦
PolubieniePolubienie
W teorii wszystko jest proste, nawet potrenować można, ale to nie film!
Nie znam nikogo, kto by dobrze wspominał podobne sytuacje, nawet mniej poważnej natury.
Mnie nawet wizyta u notariusza stresuje…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jest tak, jak piszesz. I to wszystko przed świętami, między jedną operacją (Starszego), a drugą (Młodszego). Naprawdę nie miałam wtedy sił na blogi. Na nic nie miałam sił, a musiałam przygotować święta dla nas. Dobrze, że już po.
PolubieniePolubienie
To podziwiam szczerze, że to wszystko przetrwałaś!
PolubieniePolubienie
Mus to wielki pon 🙂
PolubieniePolubienie
Powiem Ci w sekrecie, rozwodzący się nie mają lepiej. Oni przez cały przewód muszą być i słuchać i zeznawać. To dotyczy nawet Twojej synowej. Może potrafiła się maskować, ale co się działo w jej wnętrzu?
Jako ławnik, dużo się naoglądałem. Przez cztery lata trafił się tylko jeden świadek (młoda kobieta), którą był stać na pełen luz do tego stopnia, że sędzia musiał ją doprowadzać do porządku, czego podobno wymaga powaga sądu.
PolubieniePolubienie
Moja synowa czuje się w sądzie, jak ryba w wodzie. To ona mnoży kolejne rozprawy. A co do jej wnętrza…Zaprawdę, nie musisz się o to martwić.
PolubieniePolubienie
Nie jesteś słaba, głupia i nieporadna. Po prostu w takich okolicznościach ciężko być mądrym i silnym!!! Mam wrażenie że za dużo winy za wszystko co się dzieje bierzesz na siebie 😦 Nie jesteś odpowiedzialna za cały świat!! Myśl też trochę o sobie, swoich nerwach!! 😦
PolubieniePolubienie
Matki zawsze czują się winne. Tak to już jest.
PolubieniePolubienie
Tak, ale Ty za bardzo tą swoją duszę obciążasz…
PolubieniePolubienie
Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym być bezduszna 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiem, ja też bym chciał…
PolubieniePolubienie
🙂
To sobie pomarzyliśmy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Będzie dobrze!
PolubieniePolubienie
Skoro tak piszesz 😉
Daj Boże.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rozwody z natury swojej tylko nerwy rozdzierają na strzępki.
PolubieniePolubienie
To prawda. Mój młodszy syn jest zdeterminowany, żeby nigdy się nie ożenić. Rozwód kaleczy całą rodzinę.
PolubieniePolubienie
Te rany po jakimś czasie się zabliźniają. Chociaż częściowo. Wszystko zależy jak potoczy się późniejsze życie.
PolubieniePolubienie
Ale ja i tak mam nadzieję, że dotrzyma słowa 🙂 Niech sobie żyje z kim chce, ale bez żadnych zobowiązań.
PolubieniePolubienie
Bajko zrobiłaś co należało, a czy pomogłaś synowi, zobaczymy. Szkoda tylko, że tyle zdrowia to kosztuje. Większość spraw w sądzie dla każdego to katorga, chyba że ludzie dogadują się przed wejściem w te zacne mury i wtedy reszta jest formalnością. Idzie się po papier. Mój rozwód był tak bezbolesny, bo podchodziliśmy do siebie ze zrozumieniem. Sad wówczas oddał nam połowę kwoty i z 600 zł zwrócono 300. Już za Tobą, odpocznij, zadbaj o zdrowie i chroń się przed stresem.
PolubieniePolubienie
Mój rozwód był taki, jak Twój, ale już jego konsekwencje ciągną się do dziś.
Dziś widziałam Kaję Godek w sądzie. Bez maseczki. Szkoda, że ja nie mogłam oddychać 😦 Tak naprawdę to najbardziej właśnie to najbardziej mi doskwierało.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie chciałabym już przeżywać sądowego stresu. W maseczce, czy bez. Odpowiadać i myśleć że mogłam inaczej, lepiej.. Oby u Ciebie był już tego koniec.
PolubieniePolubienie
Mam taką nadzieję. Nawet nie chcę myśleć, że mogłoby być inaczej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Amen :-)))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Na ogół nie cierpię bywać w urzędach, ale z rozprawy w której brałem udział, wyniosłem bardzo pozytywne wrażenia. Wyrok, korzystny zresztą, dotyczył mojej wcześniejszej emerytury.
PolubieniePolubienie
Optymisto, pieniądze to ważna rzecz, ale znacznie mniej emocjonalna, niż sprawy ludzkie. Oby Ci się nigdy nie zdarzyło tego sprawdzać.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rozumiem jak się czułaś, bo 30 lat temu występowałam w sądzie o alimenty dla syna. Stres był tak wielki, że ledwo ustałam na nogach, a przy późniejszych sprawach o podwyżki brałam adwokata. Bez względu na to jaka jest osoba, której okazaliśmy życzliwość, której nie doceniono, to zawsze jest żal. Najważniejsze, żeby werdykt rozwodowy, był korzystny dla wnuczki, bo to dzieci zawsze cierpią najbardziej, nie rozumiejąc dlaczego, to wszystko się wydarzyło. Szkoda, że na czas rozprawy w sądzie, nie zamieniłaś maseczki na przyłbicę, podobno dla ludzi starszych, szczególnie mających problemy oddechowe, jest ona lepsza, wygodniejsza(tak twierdzi moja sąsiadka, bo ja od 4 lat nie opuszczam domu, więc utrudnień z maseczką jeszcze nie poznałam). Trzymam kciuki za werdykt, który pozwoli Ci mniej się denerwować, bo bardzo będziesz wnuczce potrzebna, gdyż nikt tak nie leczy duszy zranionego dziecka jak ukochana babcia(pamiętam, to z dzieciństwa. Ja dzięki swojej, łatwiej godziłam się z kalectwem). Uściski.
PolubieniePolubienie
Umknął mi wcześniej Twój komentarz…
Na szczęście wnuczka ma potężne wsparcie w ojcu (wychowują ją naprzemiennie).
Pewnie, że z przyłbicą byłoby mi wygodniej, ale nie miałam jej, ani środków na zakup. Nie sądziłam też, że tak długo to potrwa.
Ja już też coraz mniej chętnie wychodzę z domu. Jak nie ma się sił, to jest to raczej średnia przyjemność.
Dużo zdrowia Ci życzę i bardzo serdecznie pozdrawiam.
PolubieniePolubienie