Po zniesieniu większości obostrzeń związanych z epidemią, kiedy można już było wyjść z bunkrów bez maseczek i zwyczajnie przejść się po mieście, zamiast wymykać się wyłącznie w celu aprowizacji, wpadłam od razu na kilka znajomych osób. Jak miło było usłyszeć, że ktoś mnie woła, chce pogadać, wita z sympatią. Nie wszystko jednak, czego się dowiedziałam, było miłe memu sercu. Ludzie się zmienili. Ich życie się zmieniło.

Ewidentnie odbiło Marianowi. To nigdy nie był kryształowy Marian 😉 ale chyba jako jedyna ze Wspólnoty byłam mu przyjazna i lojalna. Podzieliłam się z nim kłopotem z kotami, tak jak z Wami, ale z tej całej opowieści wyłowił tylko słowo „patologia”. Się oburzył, nadął i zemścił słowami: ale Ty jesteś gruba, przecież zawsze szczupła byłaś. Po prostu mnie przytkało. Jak mnie odetkało, to podzieliłam się bólem z naszą dawną dozorczynią Wioletą i moją koleżanką Basią, bo moja doza lojalności i życzliwości się wyczerpała. Od pierwszej dowiedziałam się, gdzie składował swoje buteleczki-małpeczki, od drugiej, że „to psychol jest”. W sumie poczułam się usatysfakcjonowana 🙂

Gorzej sprawy się miały u Wioletki. Poprzez konflikt z panią P. straciła pracę, którą lubiła i której oddana była całym sercem. To była dozorczyni z prawdziwego zdarzenia, ale i charakterna kobieta, która nie pozwoliła pani P. sobie w kaszę dmuchać, więc pani P. pożarła ją z tą kaszą.

Po tym przydługim wstępie krótko już 🙂 napiszę, co chciałam: o wspólnocie, czyli takim obszarze społecznym, gdzie wspólnie podejmujemy decyzje dobre dla wszystkich lub większości, jednocześnie godząc się z faktem, że nie zawsze musi być po naszemu, że liczy się dobro wspólne. Zrobię to na przykładzie mojej maleńkiej Wspólnoty Mieszkaniowej, bo w sumie takie same mechanizmy działają w całym tym nieszczęsnym kraju. Głównie polega to na tym, że nie jest ważna istota sprawy, ale kto ją referuje, reprezentuje. Liczą się nie argumenty, ale podporządkowanie silniejszemu, bardziej bezwzględnemu i bezczelnemu. U mnie to jest akurat pani P.

Pani P. to ok. 75 letnia…osoba, schorowana, ale nie pokonana 🙂 Doprawdy nie wiem, co ona na/dla tych przytakujących jej ludzi ma, a są to nie tylko sąsiedzi, ale i Zarząd Wspólnot. Plotkara, manipulatorka, z wyraźnym rysem narcystycznym, którego nie ukrywa. Sprawy załatwia zazwyczaj nie własnymi rękami, ale zabiegając o wpływy innych.

Przy okazji zastanawia mnie jedno: pani P. jest inwalidą wojennym, nie wojskowym; wiem to na pewno, bo kiedyś stałam za nią w kolejce w aptece 🙂 Niech mi ktoś powie, jakie to wojny prowadziliśmy w okolicach 1960 roku?

Dochodzi do tak absurdalnych sytuacji, że nie pozwala na dorobienie kluczy do suszarni dla wszystkich, choć to jest część wspólna, za którą wszyscy płacimy. Walczyłam – poległam 🙂 Mogłabym iść wyżej, ale mi się zwyczajnie nie chce.

Nie chce mi się też być w takiej wspólnocie.

Niestety, takie emocje dopadają mnie nie tylko w odniesieniu do mojej Wspólnoty Mieszkaniowej. Tak naprawdę, to właśnie na dole, w takich lokalnych społecznościach, uczymy się współdziałania i poszanowania prawa. I zdrowego rozsądku. Potem, wyżej, to już tylko powielanie wyuczonych zachowań społecznych. Skończyły się czasy prawego luda. Choć może nigdy ich nie było?