Nie leży w zakresie moich możliwości ani chęci 🙂 pisać o tym, jak taka szkoła dokładnie i w szczegółach ma funkcjonować. Nie znam się na tym, ale są tacy, którzy pomogliby ją stworzyć, gdyby dać im szansę. I nie mam tu na myśli żadnego poprzedniego ani obecnego ministra. Generalnie chodzi o to, żeby szkołę lubili i uczniowie i nauczyciele, a rodzice mieli pewność, że ich dzieci są w szkole bezpieczne i dobrze edukowane.
Może zacznę od rodziców, od słowa: LITOŚCI!!! Nie może być tak, że wyniki szkolne dziecka zależą od tego, ile czasu ma dla nich rodzic. Lata mijają, a w tej sytuacji nic się nie zmienia. Tak było, gdy moi synowie chodzili do szkoły i tak jest teraz, kiedy uczennicą jest wnuczka. Rolą rodzica jest zapewnienie dziecku warunków do nauki, ale nie nauczanie go. Rodzice nie muszą tego umieć i nie muszą mieć na to czasu. Tak gwoli uczciwości, to przyznaję się, bez poczucia winy, że niewiele dzieciom pomagałam, bo…zajmowałam się do 18-tej innymi dziećmi 🙂 Nauczyłam moich synów pewnych zasad logistycznych, ich ojciec, natomiast, drastycznie selekcjonował materiał z danej lekcji, przesadnie szczegółowy i obszerny, żeby syn zapamiętał to, co potem będzie dla niego ważne, olewając zbędne szczegóły. Bo materiał jest absurdalnie przeładowany. Na koniec dnia (nauki) dziecko nie potrafi np. odpowiedzieć, po co jest żołądek, bo skupiało się na reakcjach chemicznych w nim przebiegających (4 ?5? stron tychże reakcji na biologi w LO). Paranoja. Nie powinnam narzekać, bo nie mnie to dotyczyło, ale tyle razy słyszałam od nauczycieli, że „dziecko słabo się uczy, bo nie ma pomocy w domu”, że do dziś mnie trzepie. Marzy mi się odważny minister, który odchudzi ten obfitujący zbędnym balastem materiał do przyswojenia tak, żeby każdy uczeń miał szansę go opanować samodzielnie. Są różne domy, różni rodzice, różna jest ich sytuacja bytowa. Dajcie wszystkim dzieciom szansę na czerwony pasek, bez względu na to, czy rodzice im pomagają, czy nie. Zdejmijcie z głowy rodziców, często przepracowanych i sfrustrowanych, kłopoty typu wspólne pieczenie ciasta, strój karnawałowy, wielość zakupów na tzw. zajęcia techniczne. Nie wszyscy mają na to pieniądze. Nie wszyscy mają na to czas i siły. Czy naprawdę nie wystarczyłaby wykonana w szkole prosta maseczka karnawałowa? To już na starcie stygmatyzuje dzieci na te bardziej „zadbane” i te…no właśnie: jakie?
Kilka marzeń nauczycieli. W sumie mogłabym je zawrzeć w jednym zdaniu: pozwólcie nam się skupić na nauczaniu!!! W tej chwili, o ile wiem, bo pewnie nic się nie zmieniło, przynajmniej na lepsze, gro czasu nauczyciela pożera papierologia. I co gorsza, ta forma kontroli pracy nauczyciela jest bardzo ułomna. Poznałam wielu nauczycieli, którzy się do niej tak rzetelnie przykładali, że nie mieli już czasu ani sił, na obowiązki edukacyjne, że już o wychowawczych nie wspomnę. Magia słów, czyli blebleble, ale mile widziane i chętnie nagradzane. W moich marzeniach o dobrej szkole nie ma na to miejsca. Wszyscy w szkole wiedzą, począwszy od sprzątaczki po uczniów, nie wspominając o rodzicach i dyrektorze, kto jest dobrym nauczycielem. Marzy mi się, żeby nauczyciele nie byli traktowani, jak przestępcy, którzy muszą mieć alibi w postaci wspomnianego blebleble.
Na koniec, a może przede wszystkim, dzieci. Nie wszystkie mają jednakowe predyspozycje intelektualne, czy temperamentalne. Jednak nie ma dzieci, które w niczym nie są dobre. Czy to naprawdę musi być marzeniem, żeby tak je spostrzegać i traktować, by w szkole także te słabsze czuły się dobrze? Temperament i intelekt są odziedziczone. To żadna zasługa. Ale już koleżeńskość, obowiązkowość, gotowość do pomocy wymagają indywidualnego wysiłku i należy to widzieć i nagradzać. Także dyplomem i książką – nagrodą na koniec roku szkolnego.
Te moje marzenia są raczej bliższe planu, niż fantazji. Teoretycznie, niestety.
Bardzo trafnie i mądrze to wszystko określiłaś. Mam podobne marzenia, a raczej miałam, bo już kończę karierę.
Brałam udział w wielu spotkaniach na temat reform edukacji, ale takich istotnych, nie pozorowanych, mamy w Polsce wielu kreatywnych i zaangażowanych nauczycieli i świetnych dyrektorów, ale ich siła rozbija się gdzieś o przepisy i postawy twardogłowych.
po iluś tam latach bicia głowa w mur albo odchodzą z zawodu, albo opuszczają ramiona i zapał w nich umiera.
Gdy zaczynałam prace w szkole nie było barykad i wrogów, wszyscy dążyli do jednego celu, teraz szkoła jest jak wojna, a generałowie w ministerstwie szkodzą najbardziej.
PolubieniePolubienie
Przyznam się, że trochę obawiałam się Twojej opinii i tego, że być może czymś Cię urażę. Z ulgą przeczytałam, że mamy wspólne marzenia o szkole 🙂 a z nadzieją o tym, że są jeszcze jacyś zapaleńcy, którzy myślą o innej szkole, choć na razie tylko na „tajnych kompletach” 😉
PolubieniePolubienie
Jestem tego samego zdania, sama byłam i nauczycielem i rodzicem a opinię o systemie oceniania mam jak najgorszą, nie mówiąc o testomanii.
Wielu ludzi jednak zapomina, że najczęściej nie jest to wina nauczycieli, a systemu.
PolubieniePolubienie
Wielu ludzi po prostu nie zna realiów szkoły, bo i skąd? Stąd min. ta notka. Czy wiesz, że ma najwyższą poczytność z dotychczasowych z serii „sobie pomarzę?” Szkoda, że nie ma to przebicia w komentarzach, wiele można się z nich dowiedzieć. Nie wiem, czemu tak jest? Może to problem, o którym piszesz u siebie?
PolubieniePolubienie
Częściowo może tak, ale wiem, że wielu czytających nigdy nie wpisuje komentarzy, z różnych powodów, a szkoda, nie chodzi o licznik, ale o wymianę myśli.
PolubieniePolubienie
Masz rację. Zawsze jestem ciekawa czyjegoś poglądu, nawet niezgodnego z moim i nie raz czegoś nowego się dowiem.
PolubieniePolubienie
Nie ma złudzeń, że wszystkie te realne marzenia, przy tej ekipie to nawet nie fantazja to Science Fiction dla nich kompletnie nie zrozumiałe…niszczą już sześć lat nie tylko edukację, jak wygrają następne wybory, to rzeczywiście przyjdzie polskim dzieciom chodzić na tajne komplety
PolubieniePolubienie
Przezornie nie wejdę w rolę adwokata diabła 🙂 Ten jest nie do obrony :))) Niemniej, gwoli uczciwości, każdy rząd reformę przeprowadzał głównie od zmiany podręczników na bardziej opasłe.
Wiesz, ja mam taki pomysł, żeby historii uczyć od znanego do tego, co przeszłe, żeby wzbudzić w uczniach ciekawość, dlaczego jest tak, jak jest? Czyli od współczesności cofać się w przeszłość. Odkrycie ( przez uczniów), co ma feudalizm do demokracji raczej się nie sprawdza, jeśli mierzyć to zrozumieniem i zainteresowanie. Szczególnie młodzi uczniowie potrzebują konkretów, z których mogliby budować struktury, a skąd im wziąć chłopa pańszczyźnianego? 😉 Z Agrouni? 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jestem po Twojej stronie. Wydaje mi się, że czas zreformować szkołę w zakresie programu nauczania. Rynek pracy się wciąż zmienia i to trzeba brać pod uwagę. Nie podejmuje się określać co młodzież powinna wiedzieć w zakresie wiedzy ogólnej a co jest zbyteczne. Definitywnie najważniejsze byłoby aby dzieciak sam to odkrył i potem pogłębiał wiedzę w zakresie tego co do niego przemawia najbardziej. Nie wiem jak to się ma tutaj. Wiem, że w Stanach próbowali kiedyś dać dowolność dzieciakowi w wyborze przedmiotów. To chyba nie dokonać się sprawdziło, bo słyszę naokoło o kiepskim wykształceniu dzieciaków kończących średnie szkoły. Zbyt dużo wolności to tez nie najlepsze rozwiazanie
PolubieniePolubienie
Systemy nauczania w różnych państwach są bardzo różne. Chyba żaden nie jest idealny. W Niemczech było tak (zasłyszane, nie sprawdzałam), że dzieci już po czwartej klasie podstawówki dzielono na dwie grupy: te rokujące lepiej i gorzej. Szły już dalej innymi programami: jeden przygotowywał do studiów, inny do zawodu. Praktyczne i oszczędzające szkolnego stresu dzieciom, ale czy perspektywicznie dla dzieci sprawiedliwe? To tylko taki przykład.
Dobry program oświatowy to dzieło pokoleń, a i to pod warunkiem, że kolejne ekipy rządowe nie będą wywracać dokonań swoich poprzedników do góry nogami.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Będzie gorzej w temacie szkoły. Już jutro coś napiszę w tym temacie.
Ale tak generalnie, to nie wiem, o co Ci chodzi? Kurde, cały urok tej szkoły polegał na tym, że się szkoły nie lubiło, że się na nią narzekało by w konsekwencji całe życie najczęściej ją dobrze wspominać. Rodzice narzekali, że muszą pomagać, nauczyciele, że materiał przeładowany, a uczniowie, że są terroryzowani a karuzela do dziś się kręci.
Widziałem kilka filmów o zachodnich metodach nauczanie, opartych na zupełnie innych zasadach, ale ponieważ w tym temacie nic mi już nie grozi, szczegółów nie znam.
PolubieniePolubienie
To ważny temat, także dla seniorów. O moim losie będą decydować w wyborach ludzie wykształceni lub niedouczeni, lubiący się uczyć i ciekawi świata lub tacy, którym szkoła kojarzy się głównie z brutalnym ocenianiem i niezrozumieniem.
Z czasu swojego liceum pamiętam głównie paraliżujący strach. Syn, w tym samym liceum, już radził sobie inaczej 😉 ale to było inne pokolenie. Dla wnuczki marzy mi się taka szkoła, w której nie musiałaby ani się bać, ani kombinować.
PolubieniePolubienie
Zawsze byłam najlepszym uczniem w klasie, albo i szkole i szkołę wspominam jako niesprawiedliwą instytucję, która regularnie marnowąła mój czas i w dodatku nauczyła mnie fałszywych zasad świata- że niby ciężka praca do czegokolwiek prowadzi, że trzeba ładnie umieć całą teorię, bo na teorii świat i każda praca stoi i że trzeba się starać ponad normę, bo to przynosi sukces i awans.
Patrząc na to, że szkoła nie zmieniła się przez tyle lat, a wspomnienia moje, mamy i babci są bardzo podobne, to nie ma żadnych złudzeń, że sytuację dałoby się odratować tylko poprzez radykalne kroki. Też marzy mi się, że nauczyciele uczą, zamiast zajmować się biurokracją (i naprawdę uczą, a nie pokazują swoje problemy psychiczne i uzmysławiają uczniom, że są gorsi od nauczycieli, którym wolno łamać statut szkoły), marzy mi się, żeby szkoła uczyłą jak teoria przekłada się na praktykę, jakie są ważne umiejętności miękkie w prawdziwym życiu i że należy być dobrym ze swojej dziedziny, a nie zapamiętywać formułki z każdego przedmiotu, bo to da nam sukces. Mi rodzice nie pomagali w zadaniach domowych, ale jeśli jakaś instytuacja uważa, że aby świadczone przez nią usługi działały, to ktoś musi odwalić te usługi jeszcze raz (np rodzic musi po raz kolejny nauczyć dziecko materiału na matmę w domu), to taka instytucja tylko marnuje czas wszystkich- wtedy lepiej uczyć dziecko w domu, zamiast marnować jego 7 godzin życia dziennie na siedzenie w ławce.
PolubieniePolubienie
Żeby szkoła nie była zmarnowanym czasem musi wybrać, co dla ucznia jest najważniejsze i tego się trzymać, tzn. opanowania tego wybranego fragmentu wymagać.
Syn Przyjaciółki przeszedł australijską szkołę w sumie bezstresowo, ale ona sama spotykała w swojej pracy Australijki (wykształcenie wyższe) które nie wiedziały, jak nazywa się się stolica Australii i że w ogóle takową mają, przy tym nie były wcale swoją niewiedzą zawstydzone – przyjęły to z ciekawością 🙂
PolubieniePolubienie
Cóż, wygląda na to, że australijska szkoła uczy przede wszystkim wiary w siebie, zamiast wiedzy teoretycznej. Dobrze, ale z drugiej strony ja jestem zdziwiona, że szkoła nie uczy podstaw.
Patrząc na moich współpracowników, to mimo dyplomu są trochę mniej rozgarnięci niż ich polscy rówieśnicy, ale za to lepiej potrafią się sprzedać i walczyć o swoje pomysły ( i tu znowu zawodzi poslka szkoła, kładąc nam do głowy, ze ciężka praca i nauka procentują w życiu, a tak na prawdę potzreba nam tupetu bardziej niż tej wiedzy w prawdziwym życiu : ) ) .
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo słuszne spostrzeżenia. Australijczycy kompleksów nie mają, choć bywa, że powinni 🙂
PolubieniePolubienie
Chodząc do szkoły często miałam poczucie marnowania czasu. Po co mam siedzieć w ławce, jak potem i tak muszę się uczyć w domu – i sama zrobię to szybciej i skuteczniej? Nie dotyczyło to wszystkich lekcji, ale wielu. Pamiętam, jak w gimnazjum z kilkoma dziewczynami z klasy przygotowywałyśmy jakieś przedstawienie, często wtedy opuszczałyśmy lekcje, przychodziłyśmy tylko na kartkówki i żadnej straty nie odczułam. 😉 Manię oceniania też uważam za szkodliwą – i to mimo że mnie zawsze wszelkie testy i sprawdziany szły dobrze – bo potem uczeń boi się popełniać błędy.
O niemieckim wczesnym dzieleniu dzieci na grupy pod względem predyspozycji opowiadał kiedyś pewien bawarski znajomy, facet już obecnie 50-letni: sam skończył studia, chyba też zawsze był zdolny, ale nie wypowiadał się o tym ze szczególnym entuzjazmem. Chociaż tak patrząc z zewnątrz wydaje mi się sensowne, że bardziej niż u nas poważane są technika (czy ich odpowiedniki – niekoniecznie trzeba od razu studia kończyć), wydaje mi się, że łatwiej się przekwalifikować, i mają też tzw. edukację dualną, połączoną z praktykami.
PolubieniePolubienie
Witaj miło 🙂
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Tak, nauczanie przez ciągłe wytykanie błędów jest deprymujące i rujnujące. A przecież można poprawiać w stylu: bardzo dobrze powiedziałaś to i to, ale możesz zrobić to jeszcze tak i tak. Często miałam wrażenie, że niektórzy nauczyciele to sadyści 🙂 Na lekcjach matematyki głównie się bałam. Maturę jednak, ku zaskoczeniu mojego wychowawcy, zdałam na 5, bo przygotowywał mnie do niej kolega i nagle się okazało, że to wcale nie jest trudne 🙂
PolubieniePolubienie