Z ciężkim sercem słucham doniesień z wojny na Ukrainie. Szczególnie boleśnie przeżywam dramat żołnierzy z Mariupola. Ja wszystko wiem i rozumiem na temat przeszkód w udzieleniu im pomocy, ale i tak nie mogę się pogodzić z tym, że zostali zupełnie osamotnieni, praktycznie bez wyjścia. Przyglądamy się, jak obrońcy Azowstalu są nieustannie, dzień i noc bombardowani, pozbawieni w tej chwili chyba już nawet wody. Zdrowi mogliby może jakoś się wymknąć, ale co z rannymi? Mają ich dobić? Zostawić na pastwę „wyzwolicieli”? Czy na całym pieprzonym świecie nie ma kogoś, kto mógłby ich ewakuować? Jak to o nas, ludziach, świadczy?

Uważam, że to poważny błąd, chyba pierwszy ze strony Zełenskiego. Amerykanie nie zostawiają w beznadziejnej sytuacji towarzyszy broni wrogowi. Przynajmniej taki mają nakaz. To bardzo podnosi morale żołnierza, kiedy się wie, że nie zostanie się w godzinie W pozostawionym samemu.

Każdego ranka sprawdzam, czy Mariupol jeszcze się broni, bo jeśli nie… 😦

Boże, niech im ktoś pomoże!