I to zupełnie na trzeźwo 🙂 Na co dzień jestem osobą racjonalną do bólu. Tak mam. Fantazjowanie mi nie wychodzi – strata czasu 😉 Wiem, to nudne usposobienie, ale i pożyteczne. Dziś jednak pozwoliłam sobie na, być może, zupełnie bezzasadne rojenia.

Dostałam wyniki badań DNA pod kątem pochodzenia genetycznego. Taki pakiet można zamówić na portalu https://www.myheritage.pl/ Nie jest tani, ale to był prezent od syna. Efekty i sama procedura badań przerosły moje oczekiwania. To naprawdę solidna firma i gorąco Wam ją polecam. Poza samym pochodzeniem, za dodatkową opłatą, można zażyczyć sobie wykonanie badań na nosicielstwo chorób genetycznych. Będę namawiać synów do takich badań (ja zrezygnowałam, bo po co mi dziś one).

Kim genetycznie jestem? W przeważającym stopniu Wschodnią Europejką. Żadna niespodzianka. Wszyscy, zidentyfikowani przeze mnie przodkowie, urodzili się na Śląsku. Ale już druga i trzecia, nie mówiąc o czwartej 🙂 grupa etniczna bardzo mnie zdumiała. Sam fakt, że mieszczę się tylko w tych 4 grupach jest (chyba, porównując z wynikami badań nielicznych znanych mi osób) nietypowy. Zaraz po genach wschodnioeuropejskich mam sporą dawkę genów celtyckich, czyli „Irlandka, Szkotka i Walijka”, ze wskazaniem na Irlandkę. Dalej, też procent dwucyfrowy – to Norwegowie i w mniejszych stopniu – Bałtowie.

MyHeritage podaje nazwiska konkretnych osób, które są ze mną spokrewnione genetycznie. Najwięcej krewnych mam w USA, co też było dla mnie niespodzianką, ale to może być artefakt, gdyż z oczywistych względów bierze się pod uwagę tylko tych, którzy się przetestowali. Mogę się z nimi skontaktować, ale po co?

Dla mnie te badania to (potencjalnie) możliwość wyjaśnienia sobie pewnych dziwactw, inności. Czy skłonność do preferowania pewnej diety może być uwarunkowana genetycznie? Jeśli tak, to norweskie korzenie tłumaczą moją zdecydowanie ponad przeciętną preferencję ryb. Nie raz o tym pisałam. Napisałam także ostatnio u Ultry, że nie dotyka mnie depresja zimowa. Depresja pojawia się u mnie latem i traktuję ten okres, jak coś, co trzeba przetrwać. I jeszcze mój zachwyt, więcej, ekstaza 🙂 dla irlandzkich tańców ludowych. To mój uspokajacz, miód na serce i dziwne poczucie bliskości. Bywałam na różnych koncertach, także zespołów tanecznych, ale nigdy nie przeżyłam ich tak, jak Riverdance, kiedy nie mogłam usiedzieć na miejscu i tańczyłam razem z nimi. O tym też pisałam.

Nie posiadam, natomiast, żadnych genów zachodnioeuropejskich i południowych. Zero, nul. Najmniejszego ułamka procenta.

Oczywiście, nie wiem, czy moje wnioski są słuszne, ale na pewno bardzo prawdopodobne. Bardzo żałuję, że przez sadystę Mengele i innych nazioli, genetyka jako nauka, została odsunięta na długo na dalszy plan. Może gdybym wcześniej wiedziała to, czego dowiedziałam się dziś, nie traktowałabym siebie jak dziwaczki, która zamiast pysznych (dla innych) słodko – mącznych potraw, preferuje śledzika? Nie wspominając już o rudych włosach i jasnej karnacji.

Powie pewnie ktoś: a co mnie to obchodzi, kim byli moi przodkowie? Moja babcia odpowiedziałaby: spod ogona kozie nie wypadłaś. Nie spadliśmy z choinki. Ktoś, kiedyś, wyposażył nas w geny, które mają wielką moc.

Co o tym myślicie?