We wpisach na fb, ale nie tylko, często pojawiają się prośby o pomoc. Znaczy, o finansowe wsparcie. I mam z tym spory problem. Naprawdę żal mi chorych dzieci. Coś, a nawet dużo, o tym wiem. Żal mi porzuconych zwierząt. Serdecznie współczuję dzieciom z Somalii, ofiarom suszy lub wojny w innych krajach. Chciałabym też wesprzeć media, które cenię. Tylko, że gdybym kierowała się współczuciem, to sama zostałabym bez środków do życia.
Mam też problem z tym, czy wszystkie te zrzutki są uczciwe. Nie raz czytałam o bezczelnych wyłudzeniach i żerowaniu na czyimś współczuciu.
I jeszcze drażni mnie to, że apeluje się do prywatnych osób, zamiast domagać się np. leczenia przez instytucje do tego powołane. Tak, wiem, jak jest ze służbą zdrowia, ale czy zastępując ją czynimy słusznie?
Z uwagi na te wątpliwości (i własne, skromne możliwości) rzadko reaguję na takie rozpaczliwe prośby i nie czuję się z tym dobrze, bo…
…doskonale pamiętam, że kiedy zachorował mój syn, mimo, że był leczony bezpłatnie, nasze wydatki związane z jego chorobą, pobytem w szpitalu, dojazdami itd., mocno nadszarpnęły nas budżet domowy od pierwszego do pierwszego i jak bardzo byłam wdzięczna NSZZ Solidarność za zupełnie nieoczekiwany zasiłek, o który nawet nie występowałam.
Nie wiem, jak sobie poradzić z tym problemem. Z jednej strony wiem, jak poważna choroba w rodzinie wywraca jej świat do góry nogami, także w kwestii finansów, z drugiej wkurza mnie to, że ten problem (i nie tylko ten) przerzuca się na społeczeństwo. Np. rehabilitacja dzieci z poważnymi wadami rozwojowymi. Czy naprawdę musi być odpłatna? Angażowanie tych dzieci w filmiki mające zmiękczyć serca darczyńców są, delikatnie mówiąc, nietaktowne. Zmusza się te, już i tak pokrzywdzone przez los dzieci, do żebrania. A może to tylko mój odbiór?
Wszyscy płacimy składki zdrowotne, które, jak słyszę, wcale nie zasilają ochrony zdrowia i są jedynie kolejnym podatkiem do łatania dziur w budżecie. I trafia mnie szlag.
Mam ten sam problem….wiem że wszystkim nie pomogę no i nie wszystkim wierzę.
Dlatego już parę lat temu opodatkowalam się dobrowolnie i kilka razy w roku przekazuje pewna kwotę dla Warszawskiego hospicjum dla dzieci. Wiem że te pieniądze są na opiekę nad nimi…
Stokrotka
PolubieniePolubienie
Jedyna organizacją, która budzi we mnie bezgraniczne zaufanie, jest WOŚP. W jej zbiórkach zawsze uczestniczę, bo też z jej darów korzystał szpital, gdzie ratowali życie mojemu dziecku.
PolubieniePolubienie
Nas najbardziej rozwalaja obrazki dzieci z werflonami, guzami wypychajacymi oczko dziecka. To nas stawia w styuacjach kiedy mamy najglebsze dylematy wewnetrzne zwiazane z pomoca.
Nad starszym potrzebujacym rzadko kto sie pochyla. Swoje dany czlowiek juz przezyl, zaznal, a mlody dopiero co wkracza w zycie i juz taki ciezki krzyz musi dzwigac.
Wchodze czasami ( czasami, to nie ejst non stop, czy tez z jakas regularnoscia) na portale pomocowe i wtedy pomagam, ale nie tylko dzieciom. Wchodze na strone gdzie prosza emeryci, ktorym nie styka na rehabilitacje. Przegladam stronki z domami zajmujacymi sie bezdomnymi zwierzakami, przegladam prosby ludzi w srednim wieku nie mogacymi uciulac grosza na wlasne leczenie… czytam owe historie i decyduje wtedy jak rozdzielic grosz i dziekuje losowi, ze sama nie musze prosic o pomoc.
Traktuje to jako jalomuzne, dziesiecine dla biednych. Oczywiscie najpierw musze sama przezyc i liczyc sie z wlasnymi wydatkami.
Zdaje sobie tez sprawe z przekretow o jakich czasami sie slyszy, ze kasa nie idzie tam gdzie powinna i dlatego uwazam, ze pomagac trzeba umiec i najlepiej pomaga sie w swoim wlasnym srodowisku, kiedy zna sie ludzi i wiadomo jest na co kasa zostala ewentualnie wydana.
Choc kiedy daje nie ingeruje absolutnie jaka dziure bedzie obdarowywany latal, czy wlasne zdrowie, czy oplate swiatla…. a moze chleb powszedni?
PolubieniePolubienie
Bardzo szlachetne zachowanie.
PolubieniePolubienie
Podobne refleksje mnie nachodzą, tym bardziej, że pracując w szkole napatrzyłam się na różne sytuacje.
zastanawia mnie, czym leczyłyby szpitale, gdyby nie pomoc różnych dużych fundacji .
Najlepiej chyba pomagać konkretnie, jeśli jest taka możliwość czyli znajomej rodzinie, dziecku, krewnym, sąsiadom, kazdy kogoś takiego zna osobiście.
PolubieniePolubienie
Pomoc materialna ludziom znajomym, to bardzo delikatna sprawa. Nigdy się z nią nie pchałam, ale kiedyś widząc dzieci sąsiadów na klatce w zimny dzień, przemoczone, w mokrym obuwiu, zaprosiłam do siebie, nakarmiłam rosołem, pozwoliłam się im pobawić, aż rodzice nie wrócą w pokojach chłopców, a na koniec dałam nastoletniej Mariolce własne kozaki, bo miała tenisówki, a tu śnieg spadł. Podobnie zachowała się inna sąsiadka – kupiła im wyprawkę do szkoły i inne drobiazgi. Potem obie miałyśmy oplute drzwi, a jej na dodatek zapchali czymś zamek. Pewnie je uraziłyśmy pokazując w jak złej są sytuacji. Ja je nawet rozumiem, ale drugiego razu nie będzie.
PolubieniePolubienie
dla mnie sprawa jest prosta:
czy pomagać? – tak…
komu i jak pomagać? – z głową, nie na emocjach, chyba że ktoś jest Rotszyldem i go stać na takie emocje… niemniej jednak poddanie się emocjom nie jest dobrym pomysłem, chyba że lubimy być robieni w wała…
a jaką strategię wybrać? – to już kwestia indywidualna, zależna od nas, od naszych wartości: systemu tych wartości i rzecz jasna zasobów materialnych, jak nimi gospodarujemy…
p.jzns 🙂
PolubieniePolubienie
„a jaką strategię wybrać? – to już kwestia indywidualna, zależna od nas, od naszych wartości: systemu tych wartości i rzecz jasna zasobów materialnych, jak nimi gospodarujemy…”
Znowu sie moze rozpisze ale… kiedys na blogowisku istnial tez niejaki Piotrek, ktory duzo ze wschodem Europy mial do czynienia. I on opisywal razu pewnego taka sytuacje zwiazana z pomoca, a majaca miejsce u naszych wschodnich sasiadow. Choc to akurat nie wazne, bo kazdy z nas ma jakas tam swoja strategie i kazdego z nas cos innego porusza czy to wschod, czy zachod. Choc moze… bo ponoc wschod nie ma takiej tradycji charytatywnej . Oni bardziej w kregu sasiedzkim dzialaja a nie poprzez portale i takie tam…
Piotrek ow mial jakiegos bardzo dzianego znajomego, do ktorego wielu potrzebujacych chcial sie przyblizyc. Korzystali czasami z posrednictwa owego blogowego Piotrka, zeby napomknal cieple slowko o tym albo o owym czlowieku . Piotrek wspominal, ale nie ingerowal w decyzje darczyncy, ktory notabene prawie wcale nie wspieral, ale zdarzyl sie raz przypadek , ktory zostal hojnie przez niego obdarowany.
Ludzie napisali list ( zbierali na operacje syna w Ameryce) i o dziwo pokryl im ow pan caly wyjazd i operacje chorego syna.
-Dlaczego to zrobiles?- Pytali znajomi.- Nigdy nie otwierales portfela w takich przypadkach.
– A bo chlopak napisal, ze ma jamnika i mi sie jakos tak zrobilo na sercu… bo sam w dziecinstwie chcialem miec psa- jamnika.
Jakiez to detale potrafia uratowac komus zycie.
Co potrafi zadecydowac o czyjejs pomocy, o byc albo nie byc drugiego czlowieka … czasami zycie bywa niepojete.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
różne bywają sytuacje… pamiętam, jak jakiś rok temu dałem się naciągnąć na piątaka jakiejś kobitce, która plotła coś po „rusku” /rosyjski? ukraiński?/, a my siedzieliśmy przy stoliku w kawiarni i dostała tego piątaka na „odpieprz się”, żeby nam nie przeszkadzała w ważnej rozmowie…
ale nie nazywajmy tego strategią, tylko fluktuacją lokalną, która może się zdarzyć w każdej, nawet najbardziej przemyślanej strategii…
…
to jest jak zakupami, każdemu może się zdarzyć kupić jakąś bzdurną pierdołę bez sensu… jak się zdarzy raz na rok, a pierdoła niedroga, to nic się nie dzieje… ale jak ktoś w każdy weekend wydaje pół pensji na drogie pierdoły, to już nie mówimy o strategii, tylko o chorobie…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jako, że żal mi wszystkich po równo 🙂 moją strategią jest wybór fachowego pomocodawcy, bo pomagać też trzeba umieć.
PolubieniePolubienie
nie opowiem Ci o mojej strategii pomagania, bo nie ma takiego kaprysu, może tylko tyle, że wbrew temu, co pisałem wcześniej, bardziej ją biorę na czucie, niż na myślenie…
ale musiałem/chciałem tak napisać, bo większość ludzi nie umie czuć, tylko myśli, więc skoro tak ma już niestety być, to niech myślą dobrze…
tak w ogóle, to priorytetem jest pomóc Ziemi, a przynajmniej nie szkodzić, ale to pojmuje już bardzo niewielki odsetek ludzi, a ci, co pojmą muszą ze sobą pogodzić ze sobą mnóstwo sprzecznych rzeczy…
PolubieniePolubienie
Nie oczekiwałam, że będziesz się dzielił swoją strategią pomagania.
PolubieniePolubienie
tak jednak, czy owak, coś trzeba wybrać, bo jak mając 100 złotych rozdasz po złotówce na sto celów, to żadnego nie wesprzesz…
natomiast co do fachowców, to okay, nieraz lepiej jest wesprzeć jakąś fundację, czy ośrodek… ale tu zauważyłem, że jeśli taka fundacja jest za duża, to trudniej jest ją sprawdzić, za to łatwiej może się zdarzyć jakiś przekręt lub marnotrawstwo… to zjawisko nie musi wynikać z czyjejś złej woli, po prostu stopień komplikacji organizacyjnej powoduje, że łatwiej może zaistnieć jakiś błąd…
PolubieniePolubienie
Dlatego organizacje pomocowe, zrzutki, fundacje wybieram bardzo starannie. Dwa razy w „karierze” blogowej prosiłam o pomoc i za każdym razem była to pomoc trafiona, a w jednym efekty widzę do dziś, naocznie.
PolubieniePolubienie
Tak z życia.
Siedzimy w knajpce, obiad na szybko. Jakieś frytki na stole, nagle rączka dziecka leci w ich kierunku. Towarzysz złapał w tymże locie, zaraz znalazła się mama „cyganka”, jakąś obsługa, intruzi wyszli.
Kilka dni później facet w tramwaju gra, dzieciak chodzi po ludziach żebrząc.
Co dzień widzę gro ogłoszeń, że kolejne dziecko umiera na straszną chorobę.
Co dzień widzę ile zwierząt umiera, ile zostało porzuconych, ile głoduje.
Kolejne ogłoszenia typu „adoptuj dziecko z Afryki”, nie koniecznie dosłownie.
Człowiek jest przesycony, choćby chciał to jak ma pomóc wszystkim? Załącza się selekcja – komu warto, czy warto, ile warto.
Bardzo przepraszam, że tak to ujmę, ale gdyby trzeba było wybrać to zawsze wybiorę dziecko, które ma szansę na życie niż osobę starszą, której już „bliżej niż dalej”.
Jeśli nie trzeba wybierać to pomagam jak mogę, pójdę po zakupy, po leki, z psem.
PolubieniePolubienie
„gdyby trzeba było wybrać to zawsze wybiorę dziecko, które ma szansę na życie niż osobę starszą, której już „bliżej niż dalej”.
Faktycznie Lauro, nie zabrzmiało to dobrze 🙂 Tak, to dziecko ma całe życie przed sobą i nie wiadomo, na kogo wyrośnie? Może Cię kiedyś obrabuje albo i gorzej? 😉 W przypadku starca to Ci nie grozi, a starość łatwa nie jest, uwierz.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie wątpię, mam ojca już w podeszłym wieku. Starość jest bardzo nieudana, może to tylko niesprawiedliwość losu? Może dlatego mam takie postrzeganie właśnie dzięki ojcu, który wolałby umrzeć, niż męczyć siebie i innych – to jego słowa. Gdy ma się taką sytuację pod ręką to już nie ważne, czy coś brzmi dobrze. Wolę nie przedłużać tego, co nieuniknione.
Dzicko oczywiście może wyrosnąć na mordercę, złodzieja, księdza, filozofa, policjanta, ogrodnika. Jeśli ktoś pokazuje mu troskę i zainteresowanie rośnie szansa, że to też będzie dobry człowiek.
PolubieniePolubienie
Pracowałam z dziećmi, kocham dzieci, ale, uwierz, to nie takie proste, że „jeśli ktoś pokazuje mu troskę i zainteresowanie rośnie szansa, że to też będzie dobry człowiek.” Ale tak czasem bywa.
A ojcu nie wierz, kiedy mówi, że chce umrzeć. Jakoś patologicznie 🙂 przywiązujemy się do życia. On chce usłyszeć, że nadal jest ważny i nie jest ciężarem.
PolubieniePolubienie
Dlatego to tylko szansa 😊 a nadzieja umiera ostatnia.
W połączeniu z tą nadzieją, próbujemy. Jest schorowany, ma swoje humory, to oczywiste i normalne. Po udarze co rok, co miesiąc jest coraz gorzej.
Psycholog nie pomógł, teraz to nawet wołami nie zaciągniesz.
Powiem jednak szczerze, że gdybym już była stara, chora, nie daj panie ktoś musiałby mi podcierać tyłek… to uwłaczający koniec życia i wolałabym po swojemu z resztką godności odejść.
PolubieniePolubienie
To bliskie mi myślenie, ale gdybym miała się na to decydować dziś… 🙂 …to już nie byłoby takie proste. Pewnie wolałabym, żeby ktoś za mnie podjął taką decyzję.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
psiak z hodowli, czy adoptowany?… jeśli z hodowli full legal to jeszcze jakoś okay, ale jeśli kupiony z „fabryki”, to już Cię bardzo nie lubię… jednak jeśli uratowany po skasowaniu fabryki, to Cię w ogóle kocham /tak kontrolnie, bez furii i seksu 🙂 /…
pytanie jest prywatne, niedyskretne, wręcz chamskie, tak się jakoś samo wymskło, więc wcale nie oczekuję odpowiedzi…
p.jzns 🙂
(*) co to jest „fabryka”?… możesz nie znać tego slangu, ale gdy zapytasz – wyjaśnię…
PolubieniePolubienie
Generalnie serce oddałam i oddaje kundlom wszelakim. Miałam dwa psy w swoim życiu, żyły póki mogły, póki nie było to dla nich cierpienie.
Rasowce szanuje i kocham, ale przykro mi patrzeć, jak niektórzy wolą kupić szczeniaka, bo wydaje im się, że to lepszy sort i wybór.
Pseudohodowle to jeden z łamiących serce tworów zepsutych ludzi. Bo rozmnażanie zwierząt dla zysku, nie dbając o ich dobrobyt to zbrodnia.
Próbowałam walczyć z takimi sytuacjami osobiście, niestety oberwałam rykoszetem i zgłaszam na służby. Najpierw dzwonię, potem pytam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
i już Cię lubię bardziej, gdzie ta gwiazdka lajkowa jest, żeby ją klepnąć? 🙂
nie bardzo lubię słowa „pseudohodowla”, bo to jest faktyczna hodowla, tylko że te warunki są koszmarne… ale mniejsza o słowa, wiemy, o co chodzi… dla mnie taki proceder to jest ten sam poziom, co gwałt, pedofilia lub sprzedawanie dragów dzieciakom…
ale faktycznie, tacy właściciele czy szefowie tych przybytków potrafią ostro bronić swojego źródła utrzymania i walka solo nie jest dobrym, bezpiecznym pomysłem…
oczywiście, że rasowy zwierzak to takie samo kochane stworzenie, co mieszaniec… my mamy trzy koty euro /czyli w sumie mieszańce/ i jednego maine coona, zabranego zresztą nieodpowiedzialnemu opiekunowi, i wszystkie są traktowane równo… różnica jest tylko technicznych detali, bo maine coona trzeba regularnie czesać…
natomiast z drugiej strony, to są rasy psów lub kotów, które mimo wszystko bym wygaszał, nie kontynuował dalej, bo niektóre miewają często swoiste dla swojej choroby, więc bardziej cierpią… ale to tak jest, jak człowiek tworzy nowe rasy, czy odmiany na skróty, aby szybciej, zaś naturalna ewolucja działa powoli…
p.jzns 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
*/errata… ma być „swoiste dla swojej rasy”…
PolubieniePolubienie
Pomagam, oczywiście, ale z reguły tym, których znam, bo wokół wiele nieszczęścia i chorób. Z ogłoszeniami mam problem, po prostu nie stać mnie na wszystkich potrzebujących. Jeśli już pomagam, to zawsze tym niedołężnym, inwalidom, którzy nie są w stanie sami dać sobie rady.
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Syn opowiedział mi wczoraj makabryczną historię. Obok siedziby jego firmy jest coś w rodzaju „niepublicznej noclegowni”, gdzie „mieszkają” bezdomni. A rano idą po piwo. Nie wszyscy idą, jeden się czołga, bo nie ma jednej nogi, tylko kikut, ani wózka, ani kul. Alkoholizm to też choroba, ale jakby wzbudzająca mniej współczucia, o ile w ogóle. Jakby nie było, to człowiek, nie robak 😦
PolubieniePolubienie
to jest faktycznie trudny temat, bo jak dasz takiemu kasę, to może wydać na jakiś narkotyk (np. alkohol), a jak dasz konkretną rzecz (np. jedzenie, ciuch, etc), to zabierasz takiemu człowiekowi resztki godności decydując za niego, co mu potrzeba…
natomiast gdy pomagasz zwierzakowi innemu niż człowiek, to on tego nie przećpa, aczkolwiek jeśli ma jakiegoś opiekuna, to trzeba się uważnie przyjrzeć temu opiekunowi… tak jest w przypadku niektórych schronisk, gdy właściciele biorą dla siebie dotacje /np. od gminy/, a podopieczne czworonogi żyją w okropnych warunkach…
PolubieniePolubienie
Prawdę mówiąc liczyłam, że napiszesz coś na temat szans tego mężczyzny na wyjście z dołka. A może to jest dla niego najbardziej optymalna opcja życia? Uszczęśliwianie na siłę też nie jest skuteczne.
PolubieniePolubienie
Mam te same dylematy i fatalnie się z tym czuję, jak to rozwiązać ?
PolubieniePolubienie
Za cienka jestem na to, by znać odpowiedź. Nie wiem.
PolubieniePolubienie
W zrzutki uliczne nie wierzę, w pomaganie tak, jak ktoś chce to znajdzie sposób. 🙂
PolubieniePolubienie
Wrzutki uliczne już dawno były dla mnie mocno podejrzane. Poza WOŚPem.
Jak słyszę o tym milionach dla różnych „fundacji”, to krew mnie zalewa. Ile dobrego można by zrobić za te, bądź co bądź, nasze pieniądze.
PolubieniePolubienie
*tych, nie tym
PolubieniePolubienie
Pomagamy komu możemy i ile możemy. Rzadko partycypuje w zrzutkach, jakoś brak mi do tego zaufania. W Cuence ulice są pełne Wenezuelczyków proszących o pomoc. Również inwalidzi żebrają na ulicach. Wenezuelczycy potrafią być nachalni i nieprzyjemni jak im czegoś nie dasz. Nie sposób jednak robi tego codziennie, zwłaszcza, że uważam podobnie do Ciebie, że państwo powinno zadbać o tych ludzi.
PolubieniePolubienie
Zgadzam się, że nachalność potrzebujących znacznie zniechęca do pomocy. Chętnie pomagam Ukrainkom. One proszą o…pracę. A są naprawdę zdolne. Za ich gołąbki można się dać zabić 🙂 Są dobrymi fryzjerkami, kosmetyczkami. Szybko się adaptują, przestrzegają norm miejsca, w którym się znalazły. Takie osoby chętnie się wspiera.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja nie pomagam ludziom nigdy wole zwierzętom i przyrodzie. Teraz obecnie jestem na etapie załatwiania dobrego wywozu szamba dla mieszkańców mojej wioski. Wiem że połowa odmówi i dalej będą wylewać do rowu ale może chociaż uda mi się nakłonić kilka osób do zmiany decyzji
PolubieniePolubienie
Kiepska sprawa. Wiem, jak konserwatywni mieszkańcy niechętnie patrzą na wszelkiego rodzaju udogodnienia, szczególnie, kiedy mają coś kosztować.
PolubieniePolubienie
Gdy myślę o tym, ile pieniędzy miesiąc w miesiąc idzie na tzw. „służbę” zdrowia i przepada bez wieści, trafia mnie potężny szlag. Znajomy lekarz powiedział nam kiedyś, że służby zdrowia praktycznie już nie ma, że jeszcze resztki jadą na oparach i siłą rozpędu.
A co do pomagania, nie da się pomóc wszystkim. Ja wybrałam jedną instytucję, co do której wiem, jak funkcjonuje i że jest uczciwa. Znajduje się w moim mieście i łatwo to sprawdzić.
PolubieniePolubienie
W pełni zgadzam się, jako były pracownik służby zdrowia, co do stanu obecnej ochrony zdrowia. Już zmiana nazewnictwa jest diagnostyczna 🙂 Ona funkcjonuje, ale w szarej strefie. Nie mam na myśli przekrętów, ale to, że powstała sama, bez udziału i regulacji państwa. Ale to temat na nie jedną notkę.
PolubieniePolubienie
Zgadzam się, że przerzucanie kosztów na społeczeństwo to powinien być margines, wyjątek, a nie coś, co uważamy za normę. Ale słyszałam też o zbiórkach na leczenie, które równie dobrze może być finansowane ze środków publicznych. Chociaż nie dziwię się rodzinom, że szukają różnych opcji.
Szczerze mówiąc moje wspieranie różnych zrzutek zależy od mojego zaangażowania emocjonalnego. Nawet, gdyby chcieć każdemu pomóc, to jest tego za dużo.
Nigdy za to nie wiem, jak reagować, gdy ktoś prosi na ulicy i zwykle odmawiam. Ich też czasami jest dużo – akurat nie w Polsce, ale w Kolumbii (tam to często Wenezuelczycy, tak przynajmniej twierdził jeden taksówkarz) czy Meksyku już tak, w tym dzieci, również sprzedające różne drobiazgi.
PolubieniePolubienie
Gdy ktoś mnie prosi na ulicy, to odpowiadam, że nie mam. Bo nie mam żywej gotówki, kupuję na plastikowo 🙂 Ale mój Młodszy, sam biedny jak mysz kościelna jako student, zabierał proszącego do sklepu i kupował mu jedzenie. Starszy, gdy usłyszał w spożywczaku, że emeryt pyta o cenę (chyba masła) a po usłyszeniu odpowiedzi rezygnuje, zaproponował, że mu dopłaci. Nie wiem, skąd oni to mają, bo na pewno nie po mnie 😉 Ja zachowuję większy dystans.
PolubieniePolubienie