Kiedyś nie wyobrażałam sobie opuszczenia domu bez makijażu. Mój znajomy żartował, że gdyby ktoś mnie zaskoczył po wyjściu spod prysznica, to zasłoniłabym twarz 🙂 Od pewnego, dłuższego czasu obywam się bez makijażu. Uznałam, że po co mi on? Ozdobi mnie, jak wianuszek trumienkę.

Ale jest długi weekend, nigdzie nie wyjeżdżam, więc postanowiłam pobawić się kosmetykami do makijażu. O dziwo, nie straciłam wprawy i robię go, jak dawniej, sprawnie. Co do efektu jednak, to już nie jest „jak dawniej” 😉 Fluid uwypukla brak elastyczności skóry; wyglądam jak pomarszczona mumia. Oczy „giną” w oprawie cienia i kresek. Przyczernione brwi uchodzą, gdy są jedynym podkreślonym akcentem, zaś w połączeniu z innymi upiększaczami prezentują się upiornie. Bronią się, natomiast, korektor 😀 , róż i suchy puder (w wersji oszczędnej 🙂 ). [ Na marginesie dodam, że przez całe swoje życie używam tego samego różu firmy Bourjois 95 Rose de Jaspe. ] Podsumowując, w pełnym makijażu wyglądam jak stara pudernica 😉 W sumie, to niesprawiedliwe, że kiedy najbardziej potrzebuje się poratowania urody, to kosmetyki zawodzą. Z drugiej strony, jaka to oszczędność 🙂

A co z ubiorem? Tu sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana przez wiele dodatkowych czynników. Roma Ligocka w którejś ze swoich książek napisała, że kobiety w „pewnym wieku” 😉 nie powinny nosić bluzek bez rękawów. Tyle, że ona jest drobna. Znam kobiety puszyste, którym nic w tym miejscu nie zwisa i śmiało mogą sobie pozwolić na odsłanianie ramion. A co z kolorytem, wzorami, awangardowymi fasonami? Z prawdziwym żalem oglądam (chcąc nie chcąc – reklamy) piękne kreacje dla młodych kobiet, których ja nie mogłam mieć, bo ich nie było. Dziś nie bardzo mam ochotę na miano „dzidzi-piernik”.

To notka weekendowa, a nie jakiś mój poważny problem, obym tylko takie miała, ale i tak jestem ciekawa, co o tym myślicie.

Reklama