Ten wpis będzie o mentalności małych miasteczek. Wprawdzie mieszkam w dużym mieście, ale powstały one po wojnie poprzez przyłączenie do tzw. centrum, okolicznych miasteczek i wiosek, ze swoistą dla siebie specyfiką. W takiej dzielni się urodziłam i wychowałam. Wyprowadziłam się stamtąd, kiedy tylko mogłam, ale do dziś pamiętam tę ich duszną atmosferę.
W takiej gminie żyją te same rodziny od lat, trzymają się w kupie, a wiadomo, że kupy nikt nie ruszy, choćby nie wiem co. Jeśli wprowadzają się obcy, to już obcymi pozostaną na wieki wieków amen. Obcy dla gminy zawsze znaczy gorszy. Gorszy, czyli izolowany, jest także rodowity, jeśli się czymś różni, bo takie gminy nie wybaczą inności. W tym ich siła. Mają wysoką, stabilną samoocenę, bo są jednakowi.
Nie mieszkam już tam (dzięki Ci Boże za duże łaski) od 45 lat, a mimo to, kiedy się pojawiałam u rodziców, potem u Starszego w tej dzielni, czułam się, jak owad pod mikroskopem. To ci ludzie w dużej mierze wdrukowali mi poczucie inności/bycia gorszym. Zawsze byłam jakoś obok: moi rodzice nie byli pospolici, ja ubierałam się nie tak, nie tak dbałam o groby, no i w ogóle wszystko źle. Nikt mi tego, oczywiście, w twarz nie powiedział, ale ja to czułam, a to o wiele gorsze, bo nie można się bronić.
Takie gminy zamieszkują pobożni, pracowici, porządni ludzie. Oczywiście w/g swoich standardów. Jeśli ich przestrzegasz, jesteś swój. Jeśli się wybijesz na indywidualizm, nie szkodząc nikomu tym, jesteś stracony dla tej społeczności, nawet jeśli sami bez skrupułów korzystają z tej twojej inności, bo tak nieakceptowana inność to zazwyczaj wybicie się w górę; wiejskim głupkom wiele więcej się wybacza.
Dużą rolę w takiej gminie odgrywa kasa. Jak się nie umiesz dorobić, to jesteś niewiele wart. Moja przyjaciółka z sąsiedztwa potrafiła tak cienko pokroić jajko na twardo, że starczyło na dwa śniadania. Miała w tym dużą wprawę, więc pewnie i częstą praktykę. Za to jej dom był odpicowany, płot odmalowany, trawniczek równo przystrzyżony, nawet w czasach, gdy nie było kosiarek.
Przestępczość w takiej gminie jest niewielka, co nie znaczy, że ludzie są tacy praworządni. Sąsiedzi robią sobie świństwa, ale nikt nikomu za to w mordę nie da, bo co by ludzie powiedzieli? A ci ludzie, którzy tak nie znoszą kłótni i sprzeczek, mogą z wrednym, pseudo życzliwym uśmiechem na ryju, wsadzić ci szpilę w czułe miejsce i to jest OK.
Czujecie ten smrodek?
Odetchnęłam, kiedy się stamtąd wyprowadziłam do centrum, a pełną piersią zaczęłam oddychać na studiach.
A teraz moja durna, mściwa synowa, wynajęła mieszkanie w takiej dzielni, na takich obrzeżach miasta, że moja dawna to przy niej jest metropolią. I tam wysłała wnuczkę do szkoły. Szkoła jest dobra, ale dzieci są z takiej gminy, która jej nie wybaczy stypendium naukowego, bo jest obca przecież, nie z rejonu i do tego dziecko rozwodników… I powtarza się historia z brakiem akceptacji i izolacją społeczną. Wiem, że synowa stara się to poprawić, ale ona nie rozumie istoty rzeczy, bo nie jest stąd.
Trzeba popracować nad synową, żeby do liceum zgodziła się wysłać wnuczkę do centrum. Żeby mogła odetchnąć. A i ta gmina odetchnie sobie od kogoś, kto ich będzie ciągle kłuć w oczy, że można żyć inaczej i być innym.
Ciekawe doświadczenie. Ja chyba nigdy nic takiego nie czułam. Może zawsze byłam „swoja”? Choć nie kojarzę też ostracyzmu wobec „obcych”.
PolubieniePolubienie
Bo to nie dotyczy dużych miast.
PolubieniePolubienie
Ja wychowywałam się w Tczewie, ok.40 tysięcy mieszkańców, więc wcale nie metropolia.
PolubieniePolubienie
Pewnie jako rodzina nie odstawaliście od przeciętnej. Albo Tczew ma inną specyfikę. Nie wiem, nigdy tam nie mieszkałam 🙂
PolubieniePolubienie
Aż dziw bierze, że jeszcze są takie naleciałości…ale moja babcia mieszkała w podobnym osiedlu na obrzeżach miasta. Gdy latem ją odwiedzałam, sąsiadki siedziały przed domami(niskie kamienice lub baraki), a ja czułam sie jak na wybiegu, tam każdy wszystko wiedział i taksował obcych od stóp do głów.
Najgorsza była sąsiadka, która co dzień chodziła do spowiedzi…
PolubieniePolubienie
Byc moze szla sobie z ksiedzem pogadac o wlasnych przemysleniach zwiazanych z sasiedztwem… budula nie miala przed kim sie wypluc, a konfesjonal to takie zaciszne i przyjazne miejsce , objete tajemnica, wiec raczej nic stamtad wyjsc na zewnatrz nie ms prawa. Gorzej, ze szef parafii ma wtedy wyrobione zdanie o parafianach nie muszac ruszac sie z konfesjonalu.
Ot taka terapia dla pani noszacej w sobie ciezar wspolnoty mieszkaniowej z nnymi.
PolubieniePolubienie
Aniu, księża, jak cała społeczność, są różni. Jedni tacy, jak opisałaś, o inni walczący ze stereotypami. Poznałam jednych i drugich.
PolubieniePolubienie
Jotko, bo one do kościoła latają, żeby po/przed mszą ploty wymieniać 🙂 No i pokazać nową kieckę 😉
Złośliwa dziś jestem ale mnie trzepie od wczoraj.
PolubieniePolubienie
Nie mam nic przeciw bieganiu do księdza, jeśli komuś to pomaga, ale ona biegała do spowiedzi i komunii, a plotkara i kłótliwa strasznie…moja babcia była religijna, ale podawała ją za przykład antykatoliczki.
PolubieniePolubienie
Widocznie miała z czego się spowiadać 🙂
PolubieniePolubienie
To na pewno, mogła tez grzeszyć od nowa!
PolubieniePolubienie
Widzę, że mocno Ci za skórę zaszła. Pewnie nie tylko Tobie. Ale gdyby ludzie nie milczeli i powiedzieli jej to, co napisałaś, Twoja babcia nie czuła by się z tym tak źle.
PolubieniePolubienie
Sęk w tym, że ludzie dawali jej to odczuć, ale grubą skórę miała.
PolubieniePolubienie
W każdej zbiorowości znajdzie się jakiś gruboskórny. Dobrze, że jest w mniejszości.
PolubieniePolubienie
Zastanawiam się, czy to trochę tak nie wygląda wszędzie? W różnym nasileniu, ale jednak? Chociaż na pewno inaczej, kiedy jest większa różnorodność. Im mniejsza i bardziej zamknięta społeczność, tym duszniej.
W górnośląskiej aglomeracji jest taki wybór liceów, że koniecznie poza tę dzielnicę! Nie pamiętam, czy rodzic formalnie musi się na cokolwiek zgadzać. Pamiętam, że wiele dziewczyn z klasy z gimnazjum wybierało szkoły pod takim kątem, żeby trafić do innej, niż wybrane koleżanki.
PolubieniePolubienie
Rodzic nie musi się zgadzać, ale z synową lekko nie ma – narcystyczna osobowość, która szantażuje córką odrzuceniem. Dobrze, że dzielą się opieką na pół z synem, więc nie ma władzy absolutnej.
PolubieniePolubienie
Dobrze, chociaż u syna trochę odetchnie. Ale mam nadzieję, że synowa nie będzie bez sensu robić córce pod górkę, do liceum większość ludzi dojeżdża (u mnie w klasie nie było nikogo z miasta, w którym znajdowała się szkoła, liceów z mojego miasta nie brałam nawet pod uwagę), więc to nie powinien być problem.
PolubieniePolubienie
Jasne, że dojazd nie jest problemem, ale nawet gdyby był, to dla synowej żaden argument. Wszystko zależy od jej potrzeb i wygody. Interes dziecka się nie liczy.
PolubieniePolubienie
Kiedys uslyszalam taka teroyjke, ze ludzie plotkuja bo cwicza mozg. Nie mozna od wszystkich wymagac aby cwiczyli mozg poprzez codzienna medytacje, bo nie kazdy ma ku temu czas, zapal i predyspozycje, wiec strawa na „przecietne” mozgi jest plotka.
Innosc… no kurcze ona intryguje, ale czlwoiek tak lubi czuc sie dobrze, ze ta czyjas innosc wykorzystuje aby potwierdzic wlasna normalnosc.
Inny wywraca tym „normalnym” swiat do gory nogami. Normalni musza sie zmierzyc z rewizja wlasnych przekonan, na zasadzie, ze tak tez moze byc jak ten inny pokazuje, ale z drugiej strony jak to tak? Matka, ojciec, ksiadz … mowia, ze tak, jak „normalni” zyja jest wlasnie normalnie.
Wychowalam sie na terenach ludzkiej zbieraniny. Po wojnie osiedlali sie na warmii i mazurach ludzie z Ukrainy, Litwy, sa wioski Tatarow przy granicy z Bialorusia czy tez Litwa , naplywali ludzie z centralnej Polski w poszukiwaniu ziemii… nie bylo zle, ale pamietam jak dziadkowie np.: o sasiedzie mowili , ze to Ukrainiec, a nie np.: , ze to Polak z Ukrainy.
Strasznie hermetyczna jest ta Wasza slaska spolecznosc. Teraz rozumiem dlaczego owa kolezanka Polka ze Slaska mnie nie przyjmuje i rywalizuje jak z obca.
PolubieniePolubienie
I dodam tylko, ze chyba cos musi byc w tym o czym piszesz na rzeczy, bo niedawno Aisab wspomniala mi w komentarzu o tym srodowisku i obcosci w nim… dokaldnie jakbys potwierdzala jej slowa swoimi.
Kurcze ciekawe to wszystko.
PolubieniePolubienie
Aisab nie czytuję, więc trudno mi się odnieść.
PolubieniePolubienie
Wiem, ze trudno Ci sie odniesc. Zauwazylam tylko, ze w swoich spostrzezeniach nie jestes osomotniona, bo sa ludzie myslacy w danej kwestii podobnie do Ciebie.
PolubieniePolubienie
To nie jest tylko śląska, czy polska specyfika.
Odnosząc się do Twojej ostatniej notki, toż to pisz wymaluj moja dzielnia. Czy sądzisz, że pani od brudnego okienka zwróciła Ci uwagę z powodów estetycznych? Upominając Cię dała Ci do zrozumienia, że jesteś kimś, kto musi się wiele nauczyć. Delikatnie mówiąc 😉 A to, że o kwietnej łące nawet mowy być nie może, to przecież wpływ otoczenia, a nie Wasz wybór. Pomyśl, ile rzeczy robisz, choć wcale nie masz na to ochoty? A robisz to, bo…?
PolubieniePolubienie
A robie to bo…. mam obowiazki. Ja nie mysle, ze robie cos pod ludzi. Robie wokol posesjs, bo taka jest potrzeba aby rosliny ogarnac. Sama czuje sie dobrze, kiedy mam posprzatane wokol.
Okna garazowego nie umylam jeszcze choc jest na widoku, bo nie mam ochoty. Na razie nikt nie zwrocil mi na to uwagi…
Robie wiele rzeczy np.: dla Marie bo taka jest moja rola i obowiazek, ale robie to tez z checia, bo ja kocham… kocham moja rodzine. Choc czasami tupie noga.
Natomiast inaczej czuje sie wyobcowana np.: z moim niedostajacym do ich zdaniem. Mam dosc czesto rozbiezne zapatrywanie na sprawy. Staje przeciwko wiekszosci.
Moze kiedys o tym jeszcze napisze i stanie sie to wszystko jasniejsze.
Zreszta kto takich poczuc nie ma? Komu nie przychodzi czasami zmagac sie z przeciwnym powiewem wiatru?
PolubieniePolubienie
I ustalam sobie wewnetrzna dyscypline , wraz z terminami aby zmusic sie do zrobienia tego co jest konieczne, bo inaczej to by czlwoiek to zycie do gory brzuchem przelezal:) Chetnie bym tak pozyla:)
PolubieniePolubienie
Wszyscy żyjemy z presją jakiś norm i zasad. Dobrze jest, żeby z większością z nich się zgadzać i w treści i w zakresie.
PolubieniePolubienie
Tak, jest hermetyczna. To daje siłę, kiedy jej potrzeba, ale płaci się za to wysoką cenę.
PolubieniePolubienie
Grupy, kliki, zamkniete spolecznosci daja potezna sile i wsparcie w wazkich momentach… zastanawiam sie tylko nad owa wysoka cena, ktora za taki hermetyzm trzeba zaplacic.
PolubieniePolubienie
Nie ma nic za darmo. Albo trzeba zmienić siebie, jeśli się nie pasuje, albo zwiewać. Norm społecznych tak szybko nie zmienisz.
PolubieniePolubienie
Troche inaczej pomyslalam. Pomyslalam, ze za taki hermetyzm placa ci, ktorzy sa w nim pograzeni.
Faktem jest, ze ten, ktory odstaje placi cene … jest sam. Nie ma ochorny i wsparcia grupy w wazkich momentach. Natomiast, kiedy udaje, ze od nich nie odstaje placi tym, ze meczy sie sam ze soba, poniewaz nie zyje w zgodzie ze soba.
Natomiast czy taka hermetyczna grupa placi jakas cene za bycie tak zamknieta? Im jest ze soba raczej dobrze. Znaja sie. Wiedza czego po kim moga sie spodziewac… znosza siebie nawzajem , bo to ich – znane im.
PolubieniePolubienie
„Czy taka hermetyczna grupa placi jakas cene „. Płaci. Ceną jest zaściankowość, ksenofobia, brak rozwoju, zastój. Poza tym grupa składa się z pojedynczych ludzi, którym czasem się obrywa, a im częściej, tym grupa będzie bardziej niezadowolona i grozi to jej rozpadem.
PolubieniePolubienie
Albo jeszcze skuteczniejszym zamknieciem.
Wiele grup etnicznych nie przetrwaloby w swiecie, gdyby nie byli hermetyczni – swiat by ich wchlonal. Ewenementem jest np.: narod wybrany… tysiace lat bez wlasnej ziemii i zamieszkujac katem u innych.
Atakowanie jednego z czlonkow danej grupy powoduje, ze albo ow czlonek od grupy odpadnie i pojdzie do obcych, bo moze miec dosc zasciankowosci wlasnego srodowiska, ale trafi na inna zasciankowosc – kolejnego srodowiska… moze jeszcze wybrac dryfowanie jako samotna lodka, a ze nie zyjemy sami i jestesmy uzaleznieni od siebie nawzajem, wiec nie wiem czy takowe zycie w pojedynke cos da.
Ja mysle o czyms innym, ze bywaja mentalnosci danych srodowiski bardziej lub mniej duszne. bardziej toksyczne i takie w ktorych ujdzie.
na ulicy mam autochtonow, ale w pracy to prawdziwe multi kulti, i tez nie bywa latwo.
PolubieniePolubienie
Jestem bardzo silnie związane ze swoim regionem, podobnie jak ludzie z tej gminy, którą opisałam. Różni nas zakres i charakter tego związku. Podoba mi się kościec śląskości, ale nie wszystkie ubranka, w które jest odziewany 😉 Nie lubię przesady i nadgorliwości. W niczym zresztą.
PolubieniePolubienie
Zaciekawilo mnie okreslenie : ” kosciec slaskosci”. Nie znam Slaska ,a takie stwierdzenie bardzo mnie intryguje. Mysle sobie o pewnej mazurskosci ludzi , na terenacha , na ktorych wyroslam i … chyba nie ma czegos takiego, ale przemysle jeszcze sprawe.
PolubieniePolubienie
Każdy region ma jakieś tam specyficzne cechy zależne od jego historii. W końcu kozie spod ogona nie wypadliśmy 😉
PolubieniePolubienie
Moje rodzinne miasto, gdzie spędziłam większość życia ma 40 tysięcy mieszkańców. Czy podpada pod kategorię miejsc opisanych w poście?
U nas w sumie też było trochę tak ,,zastale”- wszyscy znali wszystkich, rodzinne połączenia, każdy nasłuchiwał czy sąsiad w niedzielę sprząta czy poszedł do kościoła. Nie doświadczyłam aż tak dużo tego wszystkiego, bo byłam dzieckiem, więc nie zwracałam na to uwagi. A w szkole mimo trądziku i bycia kujonem, o dziwo mnie lubili i nie miałam problemów. Choć moje dwie najlepsze przyjaciółki często mi wypominały, że jestem dziwna (od ubioru, po zachowanie, i nie chodzenie na koncerty). Gorzej wspominam moje zderzenie z miastem, gdzie studiowałam – bo widać było, kto z tego miasta jest oryginalnie, a kto jest przyjezdny i ma kompleksy. Więc w szczerze powiedziawszy bardziej czułam to bycie ,,niepasującym epementem”, kiedy byłam w tym mieście wojewódzkim, a swoim małym 🙂 W Sydney każdy jest skądś i nie odczuwam żadnej winy z racji bycia innym.
PolubieniePolubienie
Ty może (jeszcze) nie odczuwasz, ale tambylcy 🙂 dokładnie wyłapią Twój akcent i z uśmiechem na ustach Cię sklasyfikują.
PolubieniePolubienie
Właśnie nie do końca, bo jak mówię, tutaj każdy skądś jest. I w tym emigracja do Australii jest łatwiejsza niż np do Stanów. W naszym 35cio osobowym zakladzie peacy Australijczyków jest 7. Cała reszta przyjechała tu jako dzieci, nastolatki, albo dorośli. To samo jest w sklepach, na ulicy, na imprezach, na moich sportowych zajęciach. Mało kto ma ,,australijski akcent”, wiele osób, które przyjechało tu jako pięciolatki, ma na tyle wygładzony akcent, że nawet ich ludzie pytają,, skąd jesteś”?
Chyba ze statystyk z tamtego roku wyszło, że 1/3 osób z Sydney urodziła się poza Australią, a ponad połowa Sydney ma conajmniej jednego rodzica, który urodził się poza Australią. To jest ogromna skala. I o ile na pewno znajdą się tacy, co pokręcą nosem na każdy akcent, o tyle Australia naprawdę uważam, że jest w tej kwestii wyluzowana.
PolubieniePolubienie
Sydney to nie jest Australia.
A jak jest, słyszę od prawie 40 lat i to z pierwszej ręki.
PolubieniePolubienie
Sydney to też jest Australia, jedna piąta całej Australii tutaj mieszka, więc myślę, że to dość znaczące miasto. Może kiedyś ludzie byli mniej otwarci, dlatego przyjaciółka się zraziła i nie widzi teraz przemian, albo jest bardzo wyczulona na bycie traktowaną inaczej i zwraca uwagę na najmniejsze tego przejawy? Ja tego nie odczuwam. Myślę, że bardziej nielubianą grupą są Chińczycy i Hindusi, i to na nich czasami Australijczycy kręcą nosem. Ja się nie spotkałam z wrogością wobec mnie, ani też nie słyszałam, żeby znajomi emigranci się skarżyli. Może starsze pokolenie tak- ale patrząc po polskim forum facebookowym, im nic się nie podoba tak ogólnie… Dlatego moje doświadczenie mówi mi, że w Australii społeczeństwo bardziej mnie zaakceptuje niż w Stanach czy Wielkiej Brytanii.
PolubieniePolubienie
Nie pisałam o żadnych krzywdach, choć od Chińczyków też ich wyzywali 🙂 Napisałam, że „wyłapią Twój akcent i z uśmiechem na ustach”. Ale nie przeszkodziło jej to w zrobieniu kariery w resorcie rządowym. Chodziło mi o to, że wszędzie są swoi i obcy.
PolubieniePolubienie
„Jeśli wprowadzają się obcy, to już obcymi pozostaną na wieki wieków amen.”
Może wynika to z pewnego rodzaju więzi między ludźmi.
Oni się znają pokoleniowo, co nie znaczy oczywiście się między sobą kochą.
Absolutnie.
Ale chyba jest taka mocna więź, że każdy nowy pomimo wszystko pozostanie obcym.
Trudno tu ludziom żyjących w większych miastach zrozumieć, bo tu akurat to ludzie nieraz się nie znają. Jest duża rotacja ,nie ma takich więzi.
PolubieniePolubienie
Niech będzie i obcy, ale czemu ma być gorszy, separowany? Śląsk i Ślązacy potrafią czerpać wartości z tej różnorodności, dlatego szlag mnie trafia na takie zapyziałe gminy. I powiem Ci jeszcze jedno; największymi bojowniczkami o „tradycje” są właśnie kobiety i dziewczynki.
PolubieniePolubienie
hm, w „moim” obecnym (9 tys.) małym miasteczku /kilka km od mojej wiochy/ spotykam raczej samych miłych ludzi, nawet miejscowy taksówkarz jest miły, choć wygadał się niechcący, że jest za pis-em, szybko zmieniłem temat, bo mnie się trochę odechciało być miłym, a po co sobie robić kłopoty w takim miasteczku…
p.jzns 🙂
PolubieniePolubienie
Mam awersję do określenia „miły”. Największe dwie jędze jakie poznałam, były spostrzegane właśnie jako „miłe”.
PolubieniePolubienie
Im mniejsze zbiorowości tym trudniej. Ktoś nie wpisujący się we wzornik jest na muszce. Dlatego tak chciałabym mieszkać w dużym mieście. To inny świat, nie odczuwa się też tak dojmująco samotności. Kiedyś tam pożegluję☺️
PolubieniePolubienie
To prawda. Przekonałam się o tym na własnej skórze.
PolubieniePolubienie