44 lata temu urodziłam Starszego. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Dziś, prawie dokładnie o tej samej godzinie, kiedy przyszedł na świat, pojechałam z Młodszym na cmentarz. Usiadłam na ławeczce i patrzyłam na tablicę jego nagrobka. To zupełnie surrealistyczny widok. Matki nie powinny odwiedzać grobów swoich dzieci.

Wróciłam do domu zupełnie wykończona, ale jakoś powoli się ogarnęłam. No, może nie całkiem, ale jednak. Do czasu.

Laptop, w celach nieobligatoryjnych, odpalam dopiero nocą. A tam… 😦 … post jego przyjaciela i komentarze innych przyjaciół… Nie, to nie były laurki. Nie z taki ludźmi się przyjaźnił. To, co napisali, napisali szczerze. No i się poryczałam. W sumie dalej sobie ryczę. Komentarze czytałam z przerwą. Nie dałam rady za pierwszym podejściem.

Synku, byłbyś dumny ze śladu, który zostawiłeś w pamięci ludzi. Ja jestem dumna, choć po prawdzie wolałabym nie czytać pośmiertnych wspomnień o Tobie. Kiedy się budzę, moją pierwszą myślą jest: dziś też nie będzie już Starszego. I tak już będzie zawsze. Ta żałoba nie skończy się nigdy.

Ktoś mówi: to co cię nie zabije, to cię wzmocni. Daj Boże odpuszczenie temu geniuszowi od przysłów. Pewnie nigdy nie kochał nikogo oprócz siebie.