Trochę mnie nie było na blogach, ale zbyt dużo się działo, a mnie niewiele trzeba, żeby się emocjonalnie zdestabilizować, bo ogólnie nie czuję się stabilnie i o tę stabilność muszę walczyć w pocie czoła.

To tylko niektóre kłody pod nogi. Pewnie każda, izolowana, byłaby zwykłym problemem, ale ile można znieść? Tak więc najpierw awaria kilkudniowa banku, potem dwutygodniowa telenowela z Vectrą, gdzie najpierw omyłkowo, w ramach zwyczajnego aneksu do umowy, wprowadzono do systemu dane, w efekcie czego miałam dwie umowy (!), oczywiście odpłatne. Spędziłam koszmarne godziny na infoliniach, przyjmowałam techników, odwiedziny, prosto z cmentarza, w BOK, bo dwie umowy oznaczały, że albo nie miałam TV albo telefonu albo internetu. Cały ten cyrk przypadał akurat na 44-te urodziny Starszego i urodziny Wnuczki. Istny emocjonalny rollercoaster. Vectra uwzględniła wszystkie moje zażalenia, zapaliliśmy Starszemu znicze, a Nitce urządziliśmy super urodzinki. W międzyczasie, żeby nam nie było zbyt łatwo, Skoda (pisałam kiedyś o tym, jak wnuczka ojcu wybrała samochód) „brała udział w strzelaninie”, a sąsiad, o którym też kiedyś pisałam i pokazałam go, jako ojca wzorowej rodziny, jakoś wciągnął Młodszego w jakieś sprawy pożyczkowe i teraz ściga go windykator. To w ogóle jest jakaś historia od czapy, ale ostatnio ciągle nam się coś takiego przydarza. Nawet teraz, pisząc notkę, mam pasek różowy z informacją, że jestem offline, choć nie jestem, ale mnie już nic nie dziwi… W sumie to cały czas czekam, jaki kolejny piorun w nas uderzy.

W tzw. międzyczasie, w każdej wolnej chwili, porządkuję fotograficzne archiwum Starszego i jak go szczerze kocham, tak i przeklinam, bo końca nie widać, a ja jeszcze trochę chciałabym pożyć. Ta fotograficzna retrospekcja nie robi mi dobrze 😦 ale co mam począć? Młodszy wziął na siebie znacznie większy kaliber porządkowania, równie bolesny… I tak nam mija czas żałoby.

Dziś pół dnia spędziliśmy u notariusza, bo śmierć Starszego i jej konsekwencje postawiła nas przed napomnieniem memento mori. Ale mam to już za sobą, choć nie powiem, żeby spłynęło to po mnie jak po kaczce woda 😦

Osobny rozdział stresu i niedowierzania związany jest z sądownictwem i prawem w ogóle, ale to temat na osobną notkę, kiedy trochę wyluzuję, bo na dziś składałaby się ona głównie z gwiazdek lub pippippip.

Plasterkiem na moje sterane nerwy i serce była twórczość filmowo-literacka, którą pewnie kiedyś omijałabym szerokim łukiem, ale dziś jest mi potrzebna, jak powietrze: są bohaterowie dobrzy i źli i , oczywiście, dobro zwycięża, a zło zostaje przykładnie ukarane. Wstyd mi, że kiedyś lekceważyłam takie dzieła. W tym okresie burzy emocjonalnej pozwalają mi się odprężyć, nie myśleć (za dużo) i pobyć choć na chwilę w świecie mnie skomplikowanym.

To tak w wielkim skrócie, co było, jak mnie nie było 😉 Większość z Was pewnie się domyśli, że to tylko wierzchołek góry lodowej, czyli to, co da się nazwać i opisać.