Mówimy o sobie: dwa skłócone plemiona; lub – wojna między popisem; lub – ciemnogród kontra nowoczesność; Europa i Azja. Jak dla mnie, to duże spłycenie problemu, ale faktem jest, że istnieją dwie wizje tego, co dla obywateli jest dobre. Traktat o przystąpieniu do UE poparło zaledwie nieco ponad 50% Polaków. Została cała reszta, która poszła do referendum, ale do Europy było jej daleko. I ci głosujący nie zniknęli. Mniej więcej pokrywa się to z poparciem dla PiS. Kiedyś twierdzono, że podział ten wyznaczony jest biegiem Wisły, ale sądzę, że to też nadmierne uogólnienie. Ja byłabym skłonna widzieć te różnice w odpowiedzi na pytanie, co państwo ma dać obywatelowi?

Zwolennicy integracji z Europą promują takie wartości, jak ogólnie pojęta wolność, zaś ich przeciwnicy akurat tę wartość cenią mniej – im zależy głównie na poczuciu bezpieczeństwa i szacunku, przy czym ten ostatni traktują jako dobro należne, a nie takie, na które trzeba pracować każdego dnia, jak na każde inne. Poczucie bezpieczeństwa to podstawa. Dopiero następne w kolejności są wartości wyższego rzędu. Państwo ma obowiązek dać wszystkim równe szanse, ale nie równe dochody. Ci, którym się wiedzie lepiej powinni dzielić się z tymi gorzej predysponowanymi do działań gospodarczych, ale beneficjenci tej formy solidarności społecznej muszą wiedzieć, skąd się biorą środki na różnego rodzaju wsparcia socjalne w budżecie.

Tymczasem porobiło się (znowu) tak, że przedsiębiorców nazywa się złodziejami, a uczonych z pogardą elytami. Czy ktoś z tym prześmiewców zastanowił się przez chwilę, co będzie/byłoby, gdyby te pogardzane kasty nagle zniknęły? To wcale nie jest takie nierealne. Nie wiem, ilu lekarzy wyjechało, ale pewnie sporo. Ile pielęgniarek, informatyków, inżynierów, artystów, uczonych emigruje i oddaje swój trud, zdolności i wiedzę poza Polską? To właśnie ich powinniśmy hołubić i wspierać, bo leży to i w społecznym i w indywidualnym interesie każdego z nas. Przeraża mnie tolerancja dla niekompetencji, ba, wprost wspieranie takowej. Jak spółki skarbu państwa mają działać efektywnie (czytaj: generować zyski dla budżetu np. dla programu 500+), kiedy zasiadają tam ludzie zupełnie przypadkowi, przynajmniej jeśli idzie o wiedze ekonomiczną? Tu przykładów można by namnażać w zatrważającej ilości, więc sobie dam spokój.

Marzy mi się rząd złożony z najwybitniejszych fachowców, odważny premier, który jako państwowiec, a nie partyjniak, zjednałby sobie najlepszych z elity ludzi do pracy na rzecz państwa, nie partii. To jest marzenie, a nie plan, bo nie wiem, jakim sposobem mogłoby się to stać. Podobnie myśli Kukiz, ale jego JOWy to niewypał. W wyborach pozapartyjnych ostatnim kryterium wyboru jest kompetencja. Wyborcy po prostu nie mają kompetencji, żeby ją ocenić. Myślę także o sobie, bo skąd do diabła miałabym to wiedzieć? Wiem tyle, ile mi kandydat o sobie powie, a nie jestem przecież specjalistą we wszystkich dziedzinach.

 

Czasem tak sobie myślę, że mam już dość marnowania mojego czasu – niewiele mi go zostało. Marnowania czasu moich dzieci – mają tylko jedno życie. I te czarne myśli prowadzą mnie w ciemny zaułek: jak się nie umiemy porozumieć, to zróbmy sobie dwa państwa, każde rządzone w/g swoich zasad i wtedy wszyscy w końcu będą szczęśliwi. Te myśli szybko mi przechodzą, bo to byłyby kolejne rozbiory. Na własne życzenie.

Czy znajdziemy kogoś, kto połączy silną klamrą wschodnią i zachodnią mentalność Polaków? Kto nas zjednoczy?

 

złącze